Menu główne:
Krupówki tracą swój wspaniały, typowo góralski wygląd. Już tylko pojedyncze domy mają charakter zakopiański. Drewniane gonty na spadzistych dachach, kamienne podmurówki, ściany z bali i wewnętrzny wystrój są zanikającym dowodem mistrzostwa tutejszych cieśli i wspaniałej góralskiej tradycji. . Na deptaku czy dreptaku króluje szkło, beton, metal i plastik.
Niedługo z Krupówek nie zobaczysz Giewontu. Czteropiętrowa galeria z betonu i stali już stoi. Tylko przez maleńki przesmyk pomiedzy budowlami można dojrzeć naszą sławną i kultową górę. Serducho prawdziwego miłośnika Tatr kraje się w talarki i skowyczy z bezsilności. W ostatnim numerze "Tygodnika Podhalańskiego" piszą,że rajcy miejscy uchwalili likwidację wielkich reklam zagranicznych ze ścian domów na Krupówkach. Jedno znika,drugie z jeszcze większą szkodą wpycha się na chama w ten przecudny świat folkloru zakopiańskego. Czy do ciężkiej cholery do Zakopanego jeździmy, aby jeździć windami po piętrach galerii w poszukiwaniu chińskiej, taniej tandety?
Ale na chwilę zostawmy naszą perełkę Tatr, która pomału popada w bylejakość, zatracając najpiękniejsze ze swoich cech.
Całe połacie lasu krzyczą o wodę swoimi białymi kikutami, niegdyś bujnymi czuprynami głęzi oblepionych ciemnozielonymi, wonnymi szpilkami. Jesne, że ten las się kiedyś odrodzi, ale miną dziesieciolecia, może wieki. Ech...
Biała Woda to niegdyś rwąca bystrzyna wpadająca do Rybiego Potoku, tworząca poniżej leśniczówki "Wanta" potok Białkę. Jak widać, z kipieli nie zostało nic. Suche kamoloty nie są już siedliskiem chruścików, za którymi po dnie uganiały się pluszcze. Mam nadzieję, że nadchodząca zima będzie śnieżna i z przyszłą wiosną potoki górskie odnowią się i będą zasilać nasze rzeki, lasy i pola.
Na każdej większej polanie na drodze do Morskiego Oka są TOI-TOI-ki. Nowum w oznakowaniu są tablice z czasami "dobiegu" do sanitariatów. Dla facetów z galopującą prostatą czasy są nie do zaakceptowania. Rozumiem 2, 5 minut, ale żeby zapylać z pełnym pęcherzem ponad pół godziny? Każdy zboczy ze szlaku i da sobie wytchnienie za najbliższą limbą czy omszałym głazem. Co ciekawe, zlikwidowano wszystkie kosze na śmieci przy Wodogrzmotach Mickiewicza i na innych miejscach postojowych. I co? Ano jajco! Śmieci nie leżą, ale są wrzucane doTOI-TOI-ek lub w gęstwinę. To samo jest na przystankach autobusowych np. na Krzeptówkach. Na przystankach busów pod Sanktuarium nie ma ani jednego kosza. Śmieci wrzucamy do potoku koło Domu Pielgrzyma!!!
Jak co roku odwiedzam Oddział PTTK w Zakopanem. Na bieżąco można tutaj zasięgnąć informacji w dziedzinie trekkingu i wspinaczki górskiej w Tatrach, kupić najnowsze wydania tatrzańskie, oraz pogadać o dzisiejszych sprawach turystyki zorganizowanej. Oddział ma się w doskonałej kondycji, czego nie można powiedzieć o dziesiątkach placówek PTTK rozsianych po całej Polsce.
Na telebimie juz trzeci dzień wyświetla się info, że kolejka na Kasprowy będzie unieruchomiona z powodu silnego "wiaterku". 30m/sek. daje nam niezły huragan o szybkości 108 km/godz. Nie ma takiej siły aby wejść na szczyt, gdyż w wyższych partiach, nad Myślenickimi Turniami człowieka zwala z nóg. Może jeszcze taki tłuścioch jak ja, o wadze dobrego kabana utrzymałby się na kopytach, jednak dziewczęta szczupłe, wręcz chude, z pewnością poszybowałyby w Dolinę Goryczkową lub Kasprową jak latawce. Szkoda by było...tego drogiego, markowego sprzętu, jaki z sobą z pewnością miały.
Koniecznie chciałem zobaczyć spływ Dunajcem przy tak katastrofalnie niskim poziomie wody. Wybraliśmy się więc do Krościenka -Szczawnicy. Mieścina bardzo sympatyczna. Przez ostatnie lata zyskała na urodzie. Poczyniono różne, dobre inwestycje. Zauważyłem sprawną i profesjonalną obsługę turystów w punkcie informacji PTTK. Co do spływu, to odbywa się prawie normalnie, nie licząc wielu miejsc, w których trzeba czółna siłą przepychać drągami po kamolotach dennych. Mało atrakcyjne.
Do tej pory nie można przejść kilku szlaków. Z Przełęczy Kondrackiej na Wielką Polanę wiedzie malownicza ścieżka, ale, niestety, już od kilku miesięcy zamknięta. Poza tym pojawiły się misie, które pomału schodzą w niższe partie gór w poszukiwaniu smakowitych jagód i ziół. Wydaje się, że troszkę turyści się odchamili i nie widać już tylu papierów i butelek pieprzniętych w las. Także z Giewontu znosi się mniej worów ze śmieciami. To jest budujące, prawda?
Nie samym wyrypem górskim i podziwianiem z otwartą gębą cudów tatrzańskich człowiek żyje. Po zejściu w dolinę koniecznie trzeba przyswoić odpowiednią ilość kalorii. Bilans musi wyjś na zero! U mnie zawsze na plus, no i d**a rośnie! Jako wybitny specjalista od kilku potraw, zbadałem organoleptycznie trzy golonki w "Karcmie Prymus" na B.Czecha, w bufecie-grillu "Pod skocznią" , na samym winklu B.Czecha - Piłsudskiego a także na rondzie JPII przy drodze do Kuźnic. W Karcmie podano golonkę peklowaną, gotowaną i przypiekaną. Skórkę, czyli clou programu kucharz zmaltretował, spalając ją "na podeszwę". Reszta wyborna. Prezentowana goloneczka z "Pod skoczni" była bardzo dobra, zwłaszcza w towarzystwie słusznych porcji musztardy sarepskiej i chrzanu, jednak trzymanie jej w wodnistym "sosie" na wielkiej patelni-kuwecie zniszczyło skórkę, która - jak widzicie - była jakby wyprana i ochydnie pomarszczona, bez właściwej sobie jędrności, wyglądu i zapachu. Nawet dobry, ciemny chlebuś razowy nie nadrobił tych mankamentów. O golonce na rondzie nawet nie wspomnę. Peklowizna bez kosteczki nie jest golonką. Zrobiłem wpis do książki życzeń i wniosków. Podczas tej "ceremonii" ujrzałem w oczach właściciela sztylety!!! W niektórych barach do jedzenia golonek podają plastikowe sztućce/patrz foto/. Jak - do ciężkiej cholery - mam smakować i delektować się kolejnymi warstwami tej wspaniałej części świnki, mając przy każdym kęsie kawał plastiku w ustach? W dodatku krojenie plastikowym nożem to jest jakieś piramidalne nieporozumienie! W czasie tej konsumpcji złamałem nóż iwyszczerbiłem widelec. Z niechęcią podano mi zastępcze "sztućce". Dlatego zalecam noszenie przy sobie niezbędnika.
Jeszcze jedna nowość. Od dziesięcioleci jestem smakoszem piwa. Z braku szkła i zmywarek, piwko serwują w plastikach! Dobrze, że przezroczystych a nie metalizowanych. Ale od jakiegoś czasu duże piwo to 0,4l. Czyli ukradziono 1/5 część połówki a cenę podniesiono o 25-40%. Teraz muszę dokupywać drugie małe piwko, bo mój organizm nauczony jest od 55 lat przyjmować półlitrową dozę browarku. A te 0,4 wytrąca mój przewód pokarmowy z równowagi, psia krew. Barmanowi spodobała się moja teoria i dał mi za frico 100g żywca w drugim kubeczku/na foto/. To przy wejściu do Doliny Kościeliskiej. Polecam. Browar zimny, świeży, pianka na dwa palce. To na początku trekkingu na Ornak czy Wierch Starorobociański jest doskonałym pomysłem, chłe, chłe.
Na koniec mojej relacji powiem o jeszcze jednej, poważnej sprawie, która poruszyła mnie do szpiku kości. Corocznie odwiedzam Cmentarz na Pęksowym Brzysku oraz Cmentarz Komunalny. Zapalam lampki na kilku grobach znanych mi ludzi. Swojego czasu miałem zaszczyt poznać Helenę Warszawską, bardziej znaną jak Siostra Warszawska. To jest wspaniala historia Zakopanego i sportu skupionego w COS i na Krokwiach. Państwo ufundowało Siostrze Warszawskiej granitowy pomnik z brązowym odlewem Jej głowy, który był przytwierdzony czterema śrubami do cokołu nagrobka, w miejscu stojącego teraz znicza. Bydło bezmózgowe nie uszanowało ani pamięci o tej wspaniałej Polce, ani miejsca pochówku, gdzie zmarły ma spoczywać w spokoju. Dla kilku kilogramow kolorowego metalu zbezcześcili nie tylko ten grób. Chociaż jest XXI wiek i jesteśmy podobno ludźmi cywilizowanymi, z normami, prawami i tymi innymi perdu-pierdu , osobiście, bez najmniejszych skrupułów odrąbałbym tą rękę, która profanuje groby. O konsekwencje karne tego czynu nie dbam.