OD 2016 - KLUB GÓRSKI PROBLEM

Idź do spisu treści

Menu główne:

OD 2016

SPOTKANIA
17 stycznia 2016
Po raz trzeci mieliśmy wielką przyjemność być zabranymi na wspaniałą podróż wirtualną przez Tomka Nasiółkowskiego
Tym razem Tomasz zawiódł nas do Bangladeszu. Najbiedniejszego państwa świata. Bród, smród sakramencki i ubóstwo!!! Jak można było się spodziewać, ten wspaniały prelegent odkrył nam inne karty Bangladeszu, nie pokazywane w National Geographic ani na innym, renomowanym portalu podróżniczym. Przez ponad godzinę podziwialiśmy i byliśmy zszokowani warunkami, w jakich przyszło żyć tamtej nacji. Współczucie dla skrajnej biedy, wręcz nędzy, mieszało się z obrzydzeniem. Wstrząśnięci byliśmy najbardziej tragiczną sytuacją dzieci. Nasze polskie dzieciaki, nawet żyjące w tzw."bidzie" mają dziesięć razy lepiej niż te w Bangladeszu. Ale i tamte mają swoje zabawy, radości i często są uśmiechnięte /?!?/. Bo niestety, nie znają innego świata, innego, po stokroć lepszego życia. Ale czy tak do końca lepszego?
Tomek jest wspaniałym lektorem i przewodnikiem. Nie boi się drastycznych, czy nawet kontrowersyjnych określeń. Barwnie, bardzo barwnie opowiada o niesamowitych sprzecznościach, nie do zrozumienia i nie do przy- jęcia przez europejczyka. Tyle pokazał nam biedy, brudu i walącego z ekranu smrodu, że dziękuję Bogu, że jeszcze w kinach nie ma prezentacji tego zmysłu powonienia, chłe, chłe. Poza tym, Tomek, mający wrażliwe i romantyczne serce, umie połączyć smut- ne skrajności egzystencji i zachowań /plucie na ściany domów czerwonym bleko- tem, góry wszechobecnych, cuchnących  śmieci/ Bangladeszan /czy Bangladeszczyków?/ z pięknem i innością tamtejszej przyrody. Skąpymi, ale zawsze, zabytkami i dniem codziennym mieszkańców.
Pomimo niesprzyjających okoliczności, bo to i styczeń, i zimno, i niedzielne południe, kiedy wiekszość Polaków stoi nad gotującym się rosołkiem,  sala była prawie wypełniona. Złaknionych przygody w dalekich stronach świata było 117 osób, wliczając dwóch wnuczków Pana Prezesa, chłe,chłe. Ale to jest wspaniałe, bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym...itd. Rosną nam nowe zastępy miłośników "Spotkań z ludźmi gór". I tak trzymajmy, Panie Prezesie!
W tym miejscu musimy  /organizatorzy Spotkania/ podziekować sponsorowi, którym tym razem był NATIONALE NEDERLANDEN, przeprowadzający ankietę przed wejściem na salę kinową. Nasz Drogi - Pan Prezes Klubu Jasiek - zapoznawał swojego wnuczka Michasia z ofertą ubezpieczeniową NN. Taki maluch, a już zastanawiał się nad wyborem opcji swojego zabezpieczenia na przyszłość. Brawo! Z lewej strony, na sztaludze widoczny jest plakat spotkania.
Już niecierpliwimy się na następne spotkanie z Tomaszem Nasiółkowskim. I dziękujemy Mu bardzo za to, co do tej pory nam przedstawił. A na Śnieżce duje jak cholera...

7 lutego 2016 - "PAMIR"
 Spotkanie ze wspaniałym człowiekiem, mieszkańcem Krainy Wygasłych Wulkanów, Robertem "Robb" Maciągiem.
Robert jest pedagogiem, podróżnikiem, pisarzem i okazjonalnie dziennikarzem. Wydał już 6 książek, siódma na ukończeniu. Jest laureatem dwóch TRAVELLERÓW miesięcznika NATIONAL GEOGRAPHIC. "Robb" bardzo barwnie opowiadał o swojej wyprawie w Góry Pamiru.  Była to opowieść naszpikowana nie tylko humorystycznymi zdarzeniami, jakie miały miejsce na Dachu Świata, ale także elementami etnograficznymi, przyrodniczymi i geologicznymi. Poznaliśmy z pierwszej ręki, na żywo, relację o ludziach zamieszkujących tamtą surową krainę, a zwłaszcza ujęły nas portrety dzieci. Jakież anielskie i sielskie jest życie dzieciaków w Polsce, w porównaniu z życiem tamtych. Ale tam, ludzie przyzwyczajeni do warunków jakie im dała przyroda, są na swój sposób szczęśliwi. 
Na sali było aż 109 osób, co jest wspaniałym wynikiem frekfencji. Publika długo klaskała wyrażając tym swoje uznanie dla prelegenta i zadowolenie z prelekcji Roberta Maciąga.







-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
6 marca 2016 - "Wyprawy z TORRE.PL"         13 marca - "Trekking w Himalajach -
            W E N E Z U E L A                                                Kobiety na szlaku"
              Sławomir Bieniek                                        Katarzyna Mazurkiewicz
      

2 października 2016 - "Życie na łódce"
Anna Dawidowska
Niestety, na marcowych "Spotkaniach" ze Sławkiem i Kasią nie mogłem być, bo w tym czasie odbywałem trekking po świnoujskich obiektach sanatoryjnych. Z tego względu nie mogę zdać relacji, jak i co się działo podczas prezentacji Tych dwojga wybitnych podróżników. A z pewnością te spotkania były wspaniałe. Sławek gwarantuje ekstremalne przeżycia, chociażby skoki na bungee  z mostu nad rzeką pełną krokodyli, z kolei Kasia to klasa sama dla siebie. Jak ona potrafi przez dwie godziny frapująco opowiadać o Himalajach Indyjskich czy innych azjatyckich rubierzach. Tym razem tematem Jej prelekcji były kobiety z rejonów Himalajów. Pokaz czasowo powiązany był z imprezami odbywającymi się w C.K.Muza z okazji Dnia Kobiet.
A spotkanie z Anią Dawidowską było spotkaniem z historią ludzi pochloniętych do cna pasją podróżowania pod żaglami. Rodzina sprzedała piękny dom w Warszawie, zamieniła bezpieczne i spokojne życie na lądzie na pelnomorski katamaran, na którym teraz żyją, śpią, jedzą i podróżują po morzach i oceanach świata. I gdzieś mają politykę, oszołomstwo i całą tą nijakość niektórych sfer naszego życia.
C.H.

6 listopada 2016 - "DWUNASTA PODRÓŻ WOKÓŁ GLOBU"
   WOJCIECH DĄBROWSKI "WOJTEK"

Spotkanie z tym najwiekszym podróżnikiem polskim zawsze gromadzi wielu miłosników naszych wirtualnych podróży w C.K. Muza. Pan Wojtek, oprócz niespotykanej ilości odbytych podróży po całym świecie, jest wspanialym prele- gentem, umiejącym doskonale zawładnąć umysłami słuchaczy. Tym razem opowiadał o swojej już dwunastej, samotnej wyprawie dookoła świata.
Jako pasjonat wysp, Pan Wojtek obrał trasę jak najbardziej obfitującą w wyspy i wysepki. Pierwszą była Sri Lanka, potem, wyruszając  z Sydney spenetrował kilka wysepek w archipelagu Vanuatu na Morzu Koralowym, dalej były New Caledonia, Tahiti, jakieś zapomniane wysepki Tonga czy Eastern Island. niesamowite obrazy robione ręką wprawnego fotografa robiły  na widzach piorunujące wrażenie. Wydawałoby się, że to jakaś bajka, jakiś fotomontaż w fotopaincie, ale to Pan Wojtek tam był i syciwszy oczy tą feerią kształtów i barw, uwieczniał te niesamowite obrazy. Widoki ze skalistych wzniesień, panoramy na ocean i złote plaże z palmami były lekiem dla naszych oczu. Chcialoby się mieć przynajmniej taką fototapetę na ścianie i mieć maleńką namiastkę piękna Ziemi. A portrety ludzi, pięknych i szczęśliwych ludzi, żyjących bez tych wszystkich "zdobyczy" cywilizacji zapadną na długo w naszej pamięci.

Pan Wojtek tak barwnie i sugestywnie opowiadał o egzotycznych owocach rosnących na tamtych oceanicznych wysepkach, o słodziutkim i orzeźwiajacym soku cieknącym po rękach, że widownia dostała ślinotoku. Stłumiony odgłos przełykanej slinki w stu gardłach, dawał się słyszeć pomiędzy wyrazami wygłaszanymi przez podróżnika.
Frekwencja dopisała, bo na prelekcję Pana Wojtka stawiło się 109 pasjonatów podróży. Szkoda tylko, że laptop "Muzy" cosik szwankował i momentami się krztusił. Ale ogólnie wszyscy byli zachwyceni tym, co zobaczyli i usłyszeli.

Po zakończeniu prelekcji były pytania, kupiono kilka książek autora. Były autografy na plakatach i serdeczne uściski rąk.
Mamy nadzieję, że jeszcze niejeden raz Pan Wojtek Dąbrowski zechce przybyć do Lubina i wlać w nasze serca radość i wiarę w piękno i dobro tego świata, oraz pokaże nam nieznane lądy, wysepki i wodospady. Oczekiwać będziemy, Panie Wojtku, na kolejne nasze spotkanie z wielką niecierpliwością. Życzymy stopy wody pod kilem tych rozklekotanych łajb, którymi przemierza Pan wzburzone morza między wysepkami i tylu lądowań co startów. 
Spragnionym większej wiedzy o podróżach Pana Wojtka odsyłam do Jego strony www:


20 listopada 2016 - "WYPRAWY Z TORRE.PL - TANZANIA, UGANDA, ZANZIBAR"
SŁAWOMIR BIENIEK
No i doczekaliśmy się spotkania z naszym wspaniałym kolegą Sławkiem Bieńkiem. Człowiekiem bardzo uczciwym i szczerym. I aż do bólu poprawnym. Zapowiadając Jego prelekcję, nic nie można ubarwić i podkoloryzować dla wywarcia większego efektu na publiczności. Mam z tym wielkie problemy, bo jako dusza poetycka, romantyczna, często puszczam wodze fantazji i umajam Sławka CV jak mogę. Sławek od razu prostuje. A mnie to dołuje.

Na tej prezentacji Sławek poleciał na dwa laptopy i smartfona. Jak On sobie z tym radził, Bóg jedyny wie. Prelekcja była bardzo ciekawa, bo Sławek prezentował wiele wspaniałych zdjęć z Tanzanii, Ugandy i Zanzibaru i znajdujących się tam parków i rezerwatów. Często Jego team ocierał się o wielkie niebezpieczeństwo, ot, chociażby przy bliskim spotkaniu z bawołem afrykańskim, czy też walczącymi samcami słoni. Moje wnuczki /siedzące w pierwszym rzędzie/ widząc te przerażające sceny uciekły z sali. Ciosy słonia ociekały krwią, a gruba skóra była w wielu miejscach na zwierzęciu rozszarpana, jakby ktoś maczetą zadawał rany śmiertelne. W czasie prezentacji mogliśmy podziwiać wspaniałe portrety ludzi, zwłaszcza dzieci, niesamowite bogactwo flory i fauny oraz zwykłe życie w odwiedzanych przez Sławka miejscowościach. Oczywiście były też akcenty polskie, bo wiadomo, że Polacy zaistnieli w historii prawie wszystkich państw świata. Prezentacji towarzyszyła orientalna muzyka i odgłosy przyrody, co wydatnie podnosiło walory oglądanych slajdów.

Dopiero po prelekcji Sławek ujawnił swoją wspaniałą ekipę wyprawową. W jej skład wchodziły cztery kobiety i czterech trekkerów. Nasze spotkanie zaszczyciła piątka z teamu Sławka. Panie, jak widać było na wyświetlanych slajdach, z gołymi ramionami i dużym dekoltem przedzierały się przez ugandyjską dżunglę do ostoi goryli. I nic je nie ugryzło, nie napiło się słodkiej krwi tych odważnych trekkerek. Miały szczęście , albo specjalne środki odstraszające wszelkie latajace i pełzające paskudztwo. Ale goryle były w porzo, nie zaatakowały, chłe, chłe.

Pytaniom by nie było końca, ale czas mieliśmy bardzo ograniczony, więc każdy z uczestników ekspedycji mógł się wypowiedzieć niestety tylko raz czy dwa razy. Czuję niedosyt i jestem mocno zmartwiony takim obrotem rzeczy, bo z pewnością poznalibyśmy wiele niesamowitych i ciekawych rzeczy o dzikiej, afrykańskiej przyrodzie i życiu zamieszkujacych Tanzanię, Ugandę i Zanzibar ludów. Z takim zespołem eksploratorów najlepiej trzeba by było spotkać się na wieczornej posiadzie przy watrze, z kufelkiem zimnego browarku w rąsi i bez głupiego ograniczenia czasu. Jestem pewny, ze świt blady by nas zastał, a tematów afrykanariów  zostało by jeszcze do południa, chłe, chłe. W prelekcji wzięło udział 80 widzów, co jest wynikiem doskonałym. Członków Klubu Górskiego PROBLEM naliczyłem aż 11 głów, co jest budujące.
Póty PROBLEM nie zaginie, póki my żyjemy, hej! To jest nasza, klubowiczów maksyma. A narybku w klubowej ławicy zbytnio nie widać. Jest trzech, ale to maleńko. Łoj, maleńko!
Wszyscy widzowie wychodzili z sali kinowej z uśmiechem na twarzy, chcieli jeszcze nieoficjalnie pogadać z podróżnikami, ale trudno. czas naglił. Chyba, a raczej na pewno Spotkanie się podobało. Ludzie jeszcze na schodach wymieniali wrażenia z wirtualnej.oglądanej przed chwilą przygody afrykańskiej.  Mnie i owszem, bardzo sie podobało. Sławek zaproponował ciekawą prelekcję w przyszłym roku. Tym razem tematem ma być wyprawa na Grenlandię. Już się cieszę i z niecierpliwością przebieram swoimi koślawymi nóżkami. Dzięki Sławku za ciekawą prelekcję.

tekst i foto: C.H.Heniuś.
************************************************************************************
27 listopada 2016 "PO PROSTU JAPONIA"
MAGDA STĘCZNIEWSKA, JOANNA LEWANDOWSKA, PAULINA KRUCZEK.
27 listopada w naszych Spotkaniach gościliśmy trzy młodziutkie podróżniczki z Lubina. Zawsze staramy się, jako klub, promować także osoby wkraczające w życie i rozpoczynające wspaniałą wędrówkę po świecie przygody. Podróże dalsze i te całkiem bliskie niosą zawsze wielką dawkę wiedzy poznawczej ludzi, kultur, przyrody, geografii. Pokaz "Po prostu Japonia" był pierwszą prezentacją publiczną naszej trójki uroczych dziewcząt. Pod wodzą Magdy Stęczniewskiej, która studiując filologię dalekowschodnią, świetnie porozumiewała się z Japończykami, podróżniczki zwiedziły kawał Kraju Kwitnącej Wiśni. W ciągu trzytygodniowej podróży poznały dziesiątki wspaniałych zabytków, wznoszonych przez różne rody cesarskie, pamiętających czasy samurajów, szogunów i rozkwitu buddyzmu na wyspach. Wedrując po miastach i miasteczkach Madzia, Joasia i Paulinka trafiały w odległe zaułki miejskie, gdzie mogly poznać prawdziwą Japonię. Te przytulne, maleńkie herbaciarnie, bistra, mają całkiem inną atmosferę w porównaniu z dużymi, śródmiejskimi  barami, fastfudami i makdonaldami na szlakach wycieczek turystycznych.
Widoki dziesiątek cudownych pagód, klasztorów i starych budowli, przeplatały się z ultranowoczesnymi budowlami ze szkła i aluminium. Świeże, nie napiętnowane rutyną spojrzenie podróżniczek dawały nowy pogląd na wciąż tajemniczą Japonię. 



Na początku prezentacji dziewczęta miały lekki stres, troszkę zapominały o mikrofonie przy "ręcznej" gestykulacji, ale po kwadransie tak się rozgadały, że mówiły jedna przez drugą, bez tremy. Z biegiem czasu z pewnościa wykorzystają też wielkie możliwosci Power Pointa, wzbogacając pokaz różnymi efektami audiowizualnymi. Ale to już jest moje mędzenie jako autora wielu prezentacji i malkontenta, przychrzaniającego się do byle głupstwa. Mamy, jako klub, nadzieję, że jeszcze nie raz spotkamy się z naszymi wspaniałymi i - nie ukrywam- pięknymi podróżniczkami z Lubina. Na spotkaniu było 96 osób, co jest wynikiem wspaniałym. Trzymamy za Was - Magdziu, Joasiu i Paulinko kciuki. No i dzięki za ciekawą podróż po Japonii.
Sponsorem spotkania było Starostwo Powiatowe w Lubinie, za co serdecznie dziękujemy.
tekst i foto: C.H.Heniuś.
************************************************************************************
11 grudnia 2016 - Joanna Lipowczan i Bartosz Malinowski - "Wielki Szlak Himalajski".
Prezentacja dotyczyła niesamowitego wyczynu trekkerskiego, jakiego Bartosz dokonał ze swoją żoną Joasią. Jako pierwsi Polacy przemierzyli 1700 km Wielkiego Szlaku Himalajskiego. Podczas trwającej 4 miesiące wędrówki przeżyli dramatyczne chwile graniczące z tragedią. Narażeni byli na skwar, deszcz, mróz i nieustanną "mokrość". Głód i pragnienie, brak możliwości kąpieli, wysuszenia butów i odzieży oraz wiele innych przeciwności losu, stresujących i utrudniających jaką taką egzystencję na tym najtrudniejszym ze szlaków trekkingowych na świecie, większość ludzi by złamała i skłoniła do natychmiastowego przerwania wyprawy. Ale nie Ich. To są goliaci trekkingu sportowego długodystansowego.
Liczący około 1700 km Wielki Szlak Himalajski uważany jest za jeden z najtrudniejszych i najwyżej położonych szlaków górskich na świecie. W najwyższym punkcie trasy przełęcze przekraczają wysokość 6000 m n.p.m. i pokonanie ich wymaga odpowiedniej aklimatyzacji oraz przygotowania technicznego. Przełęcze nie są ubezpieczone linami, co powoduje konieczność transportu odpowiedniej ilości sprzętu asekuracyjnego. Droga jest w wielu miejscach trudna orientacyjnie, wymaga nieustannej nawigacji i pracy z mapą i kompasem. I tzw."nosa". Szlak poza popularnymi wśród turystów regionami tj. np.: rejon Everestu czy Annapurny nie jest oznakowany. Na niektórych odcinkach nie ma żadnej infrastruktury turystycznej, co powoduje konieczność transportowania odpowiedniej ilości żywności, gazu oraz ekwipunku górskiego tj: namiot, śpiwory, maty do spania itp. I Joasia z Bartkiem te wszystkie klamoty i szpeje nosili na plecach, bo nie korzystali z pomocy tragarzy, kulisów czy kucharzy, którzy zawsze towarzyszą zorganizowanym, grupowym wyprawom. I ten cholerny, wilgotny majdan dźwigali przez bite cztery miesiące. I nie zawsze wyglądali tak wspaniale i wesoło jak na fotce poniżej.

Bartosz o pseudonimie trekkerskim "Malina", frapująco opowiadał o przebiegu tej wyprawy. Podglądając reakcje widowni, widziałem prawdziwe i niekłamane przerażenie niektórych pań. Krew cieknąca z ran po wgryzających się wielkich pijawkach czy wzmianka o upadku w przepaść Joasi wywoływała tłumione okrzyki trwogi.  Profesjonalne fotografie obrazowały niesamowitą relację. A góry, jak to góry. Zawsze piękne, tajemnicze i groźne. Himalaje mają w sobie tą niewytłumaczalną moc, przyciągajacą śmiałków i często prowadzącą do tragedii. Trekkerzy i himalaiści często przeklinają te cholerne góry, jednocześnie rzucają się bez oporów w ich objęcia z zatraceniem, jak w ramiona zaborczej kochanki. I to jest magia gór. Wszystkich gór.

Na spotkanie z Bartkiem przybyła rekordowa ilość miłośników podróży, bo aż 123 osoby. Szkoda, ze obowiązki pracownicze uniemożliwiły przybycie Joasi. Pytaniom po prelekcji nie byłoby końca, ale czas wynajęcia sali mijał nieubłagalnie. Z rozmów kuluarowych po spotkaniu wnioskuję, że trzeba by było zorganizować jakieś całonocne posiady przy watrze, najlepiej jakiąś trzydniówkę,  z kufelkiem piwka w rąsi i dopiero wtedy, może,  nasycilibyśmy się w zadowalającym stopniu relacjami Bartosza. Dzięki Bartuś. Jesteś QQQll ! A Joasia to mistrzostwo świata, niesamowita babka.

Jeżeli chcielibyście się dowiedzieć więcej /a warto/ o tej wspaniałej parze dwojga szalonych, bardzo pozytywnie zakręconych ludzi, polecam linki, z których znajdziecie również wywiady telewizyjne oraz opisy niesamowitych wypraw Joasi i Bartosza.

************************************************************************************
2017
8 stycznia 2017 -Robert Robb Maciąg - "PAKISTAN- KRAJ RZADKO ODWIEDZANY" 

Robb, urodzony we Wrocławiu, osiadł z rodziną w Krainie Wygasłych Wólkanów, czyli w Górach Kaczawskich. Jest pedagogiem, pisarzem i czasami dziennikarzem. fotograf z zamiłowania. Od 2011 roku prowadzi Etnowarsztaty etnograficzne, kulturoznawcze, religioznawcze i podróżnicze dla dzieci, młodzieży i dorosłych.Odwiedził ponad 20 krajów. Jest pasjonatem podróży rowerowych. W dowód uznania otrzymal dwa TRAVELER-y miesięcznika National Geographic:Za "podróż życia /2007/ oraz za podróżniczą książkę roku /2013/. Od miesięcznika "P{odróże" dostał nagrodę Podróżnika roku 2005. Uwielbia robic portrety ludzi. do tej pory ukazało sie 6 książek podróżniczych Robba.
Robb spędzil ponad 10 lat za granicą, z czego ponad 3 w podróżach. Jak sam mówi: dzień, w którym przestanie dostrzegać piękno tego swiata, będzie jego dniem ostatnim. Wśród ewielu działań społecznych Robb prowadzi fundację "Szkoły na końcu świata". Wspanialym dokumentem tej dzialalności jest krótkometrażowy film "Bolek i Lolek w Himalajach" wyświetlany w dalekiej wiosce nepalskiej. Wzruszająca jest reakcja dzieci nepalskich oglądających kreskówkę. Od strachu, zaciekawienia i zdziwienia do gromkiego smiechu. Tylko dla takich przeżyć warto było tłuc się z projektorem na "koniec świata". To wzbudza nasz podziw, zachwyt i wielki szacun. Dzieki Robercie.


*************************************************************************************
12 lutego 2017 -Karol Łąk - "PATAGONIA - drogą na południe, na koniec świata"
Patagonia to nie-samowita kraina, w głównej części położona w Argen -tynie. Z jednej strony ośnieżone Andy z ogromymi lodowcami, od wschodu ogromny Atlantyk, a w środku? Niesamowicie bo- gata różnorod- ność terenu, flory i fauny. I wspa-
 niali ludzie.
O tym wszystkim opowiadał nam Karol Łąk,
doskonały prze- wodnik górski sudecki, pilot wy-cieczek i przede wszystkim fantastyczny prelegent mieszkający od lat w Złotoryi. Karol imponował niesamowitą znajomością tematu, drobiazgów, szczególików, wpływających na naszą -widzów- inną percepcję tego regionu świata. Dodatkowym atutem Karola jest to, że ma On w Argentynie sporą rodzinę, a sam doskonale wymawia wszystkie nazwy, w specyficznym, troszkę odmiennym "espanolskim" dialekcie argentyńskim. Zobaczyliśmy duży kawał tej baśniowej krainy. Od zaśnieżonych szczytów Andów z ogromnymi lodowcami spływającymi do oceanu, przez górskie przełęcze, wodospady, jeziora, aż do nizinnych pampasów. Karol nie zapomniał o pokazaniu nam egzotycznej roślinności patagonskiej. Miejscami bujnej, cudownie kwitnącej, miejscami drobniutkiej, walczącej o przetrwanie w ostrym, górskim i bardzo wietrznym klimacie. Zobaczyliśmy też faunę Argentyny. Szybujące nad Andami kondory, ibisy, strusie i biegające lamy, przyczajone pumy, skunksy /tfu, ale smród!/, pancerniki i mnóstwo innej drobnicy. Krajobrazy! Cóż tu pisać o tym niesamowitym zakątku świata, pokazanym nam przez Karola? Góry, wodospady, rzeki, busz, pampasy i ocean tworzą cud na Ziemi. Dzięki Karolowi przeżyliśmy wspaniałe południe niedzielne i nawet nie żal, że rosołek się przypalił, chłe, chłe. Szkoda wielka, że musieliśmy przymusowo szybciej zakończyć prelekcję, bo nasz czas minął i na salę czekała publika filmowa. A ludziom cisnęły się na usta setki, no, dziesiątki pytań. I nic z tego nie wyszło, bo trzeba było natychmiast opuścić salę, cholera jasna! W tym miejscu przepraszam - jako prowadzący spotkanie - Karola i wszystkich widzów, za brutalne skrócenie naszej wyprawy do Patagonii. Ale my sobie to jeszcze odbijemy i z pewnością będziemy  gościć tego wspaniałego podróżnika i przewodnika po szlakach znanych i nieznanych.

Na osłodę powiem, że na spotkaniu z Karolem Łąkiem było aż 136 osób, w tym 11 członków naszego Klubu. Wszyscy, z którymi rozmawiałem po wyjściu z Muzy wyrażali swój niedosyt. Chcieliby jeszcze z godzinkę posłuchać opowieści Karola o tej baśniowej krainie. Ech... tylko godzinkę? Ja to bym chciał usiąść z Karolem w gronie przyjaciół przy piwku /najlepiej 4-ro paku/ i słuchać Go do północy...a może do białego rana? Tylko z małymi przerwami na siusiu, bo ta sympatyczna prostata...

text i foto: admin. Autocenzura.
*************************************************************************************
26 lutego 2017 - Tomasz Nasiółkowski - " NADDNIESTRZE -zapomniany kawałek Europy" 
W to niedzielne południe gościliśmy już po raz czwarty wspaniałego przewodnika turystycznego i pilota wypraw trampingowych oraz trekkingowych - Tomasza Nasiółkowskiego.  Jest On pracownikiem Wysokogórskiego Obserwatorium Meteo- rologicznego im. Tadeusza Hołdysa na Śnieżce.  Tym razem zaprowadził nas do Naddniestrza, faktycznie zapomnanego skrawka Europy. Pomimo tego, że region ten nie jest zbyt urozmaicony terenowo, nie ma tam gór, wodospadów czy lodowców, to Dniestr, ze swoimi meandrami, miejscami urwis-tymi brzegami i malowniczymi miejscowościami położonymi nad jego brzegami, jest rzeką urzekającą i sentymentalną.
Tomek w rewelacyjny, zbalansowany sposób ukazał przyrodę, geografię regionu, wioski, miasta i mieściny oraz ludzi. Zobaczyliśmy wieloletnie zaniedbania powstałe w latach komunizmu, zapoznaliśmy się z życiem codziennym tamtejszej ludności i unaoczniliśmy sobie, dalej żyjący tam kult towarzysza Władimira Iljicza Lenina. Wszędzie pomniki, popiersia, czerwone gwiazdy, sierpy i młoty. A naród prosty, wspaniały, gościnny, uczciwy, serdecznie witający czym chata bogata egzotycznego turystę. 
Tomasz, człowiek nadprzeciętnie inteligentny i ciekawy wszy- stkiego, wchodził na zapyziałe podwórka, do smutnych, opuszczonych sierocińców i kościółków katolickich. Poznał kilku polskich księży, którzy na tym zadupiu Europy głoszą Ewangelię i jednoczą tamtejszych wiernych. Były też momenty apetyczne. Zobaczyliśmy fabrykę regionalnych koniaków, win i dobrej, russkoj vodki. Był i samogończyk na plebanii u polskiego księdza Henryka, mniam, mniam.

Byliśmy pewni - my, organizatorzy - na podstawie poprzednich spotkań z Tomaszem, że napewno prelekcja będzie dobra. I nie zawiedliśmy się. Temat ciężki, nie dla wszystkich atrakcyjny, ale wszystko zależy od prelegenta i materiału prezentowanego. Slajdy zmieniały się często i były ciekawe poznawczo. Co jakiś czas słuchaliśmy piosenek i muzyki mołdawskiej tworzącej wspaniały nastrój na widowni. 

Na prezentację Tomasza przybyło aż 115 osob, z pewnością zwabionych osobą prelegenta, który już przedtem dał się poznać z jak najlepszej strony. I ludziska nie zawiedli się. Było sporo pytań. I ten pokaz multimedialny trwał troszkę ponad godzinkę. idealny czas na aktywny odbiór, bez oznak zmęczenia. My, organizatorzy ze strony Klubu Górskiego PROBLEM cieszyliśmy się jak dzieci. Obawialiśmy się, czy będzie przynajmniej znośna frekfencja, czy ludzie nie będą wychodzili z sali  już po pół godzinie. Ale zrobiliśmy mały wywiad wśród wychodzących uczestników prelekcji i powiem szczerze, bez kadzenia Tomkowi /jakby przypadkowo czytał ten tekst/ , że wszyscy byli zadowoleni. Który z podróżników poświęcałby czas i pieniądze na zwiedzanie takiego niby państewka, które nikt na świecie nie uznaje, poza chyba Azerbejdzanem i Osetią. I kto miałby tyle odwagi i wiary w sobie, że ten temat może przyciągnąć aż taką publikę w samo południe niedzielne. Brawo Tomaszu i wielkie dzięki. Jesteś wspaniały !!!
ps: przepraszam za fatalną jakość zdjęć, ale właśnie na tym pokazie nawaliła mi lampa błyskowa w aparacie. 

tekst i foto: admin. autoautoryzacja.
************************************************************************************

12 marca 2017 - Jan Doleziński - " 119 dni dookoła Polski" - cz.1 -Z Helu do Tatr.

Prelekcja dotyczyła wieloetapowej wyprawy członków Stowarzyszenia Turystyki Pieszej "Wędrowiec"  z Lubina wzdłuż granic Polski, prawie dosłownie od słupka do słupka granicznego. Przed tą prelekcją mieliśmy /my, organizatorzy/ małe obawy. Nie znając nożliwości i umiejętności Janka Dolezińskiego oraz wiedząc, że po kilku bardzo egzotycznych "Spotkaniach" temat polski może być mało atrakcyjny, po prostu może być niewypałem.
 I co się okazało? Ano jajco! Nic z tych rzeczy. Chociaż była to pierwsza publiczna prezentacja Janka, ja, jako dosyć wytrawny znawca teorii i reguł dobrej prezentacji multimedialnej i oglądający setki pokazów, byłem bardzo mile zaskoczony. I nie tylko ja. Cały pokaz był dynamiczny, to znaczy Janek nie zatrzymywał się przez dwie minuty na jednym slajdzie, ale prezentował jeden po drugim w doskonałym tempie. Jak był odpowiedni moment, to dowcipnie opisywał ogladane sytuacje na trasie. W tle cichutko ćwierkały różne ptaszki, co potęgowało realizm oglądanych obrazów. Sam Janek okazał się bardzo dobrym prezenterem, nie stękał, nie jąjąjąjąkał się, nie powtarzał dopiero co wypowiedzianych zdań. Wiele fotografii opatrzonych było opisami, pomagającymi lepiej zrozumieć i zapamiętać prezentowane miejsca. Nigdy nie przypuszczałbym, że na naszej wschodniej granicy mogą być takie "dżungle". Co innego oglądać same bagna, błota i strome, oślizgłe zbocza rzek i strumie- ni, co innego widzieć ludzi pokonujących desperacko te przeszkody. I uderzyło mnie to, że z tymi ekstremalnie trudnymi warunkami dawały sobie radę kobiety. I to nie żadne kaskaderki czy babarambo, o nie! Tyle robactwa, dziesiątki otarć nóg do krwi, bombli, guzów i siniaków oraz wielodniowe brnięcie w błocie, wodzie i deszczu, w przemoczonych butach i ubraniu, po konarach zwalonych drzew nad rwącymi strumieniami, zniechęciłyby niejedną dwudziestolatkę. A te wspaniałe kobitki z Wędrowca były po trzydziestce, niektórym pękła i  czwarta dyszka, chłe, chłe. Teraz dopiero lepiej poznaliśmy ten wspaniały zespół ludzi pozytywnie zakręconych na punkcie wędrowania.  Wędrowania zawsze i wszędzie. Brawo "Wędrowiec"!!!

Frekwencja dopisała znakomicie.  Na sali naliczyłem /komputerowo/ 127 osób w tym 10 z naszego Klubu Problem i około 30 z Wędrowca. Ponieważ dopiero dzisiaj lepiej poznałem Janka, za zaszczyt sobie poczytuję znajomość z Nim na TY. Nie omieszkałem trzasnąć sobie z Nim fotki na tle plakatu tego spotkania. Dzięki Jasiu.


foto i text: admin.
************************************************************************************
2 kwietnia 2017 - Sławomir Bieniek - "Wyprawy z TORRE.PL - Grenlandia Pd."
 Prezentacje Sławka zawsze cechują się dużym profesjonalizmem. gdyż ma On duże doświadczenia jako podróżnik, alpinista, maratoń- czyk, oraz organizator i kierownik wielu wypraw. 
Tym razem Sławek poprowadził nas na Grenlandię Południową. Zobaczyliśmy Bardzo ciekawy region świata, coraz częściej odwiedzany przez turystów. Pomimo surowości klimatu i stereotypu o lodowatej krainie tej wielkiej wyspy, zaskoczyła nas bujność roślin- ności, oczywiście tylko tej małej, ale jakże barwnej i pięknej. Podziwialiśmy prostą, ale kolorową architekturę domków, porty, urzekające fiordy no i lodowce swoimi jęzorami liżące zimne wody oceanu. Sławek, jak na doskonałego przewodnika przystało, co jakiś czas pokazywał mapki terenów, po których podróżowała Jego grupa. 
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te nazwy grenlandzkie. Chociaż język polski jest bardzo giętki, to wymówienie  Eqalugarssuit czy Narsarsuaq rodzi małe problemy. 
W swojej prezentacji Sławek, jako profesjonalny, z papierami foto- grafik, zaprezentował piękne portrety rdzennej ludności. Wspaniale uchwycił i starego Eskimosa i dzieci, jakże wdzięczny temat do fotografowania.  Wyprawa była bardzo urozmaicona, bo i był rejs pontonami posród kry lodowej, pływanie kajakami, trekking po górkach i wspinaczka na lodowiec. Zapoznaliśmy się także z fauną Grenlandi Pd. Zobaczyliśmy białe "misie", także te najmłodsze, oraz inną drobnicę. "Braliśmy" udział w wędkowaniu łososi z pontonu. Oczywiście ryby brały i to niezłe okazy. Potem złowionerybki zostały zjedzone przez wygłodniałą ekipę z Polski. Taka wyprawa na Grenlandię nie jest tania. Koszt jej to około 15 tys. zł. Ale cóż znaczy mamona, jak wspomnienia pozostają do końca życia.

Na spotkanie przybyła z całej Polski piątka uczestników tej kilkunastoosobowej wyprawy. Niestety, ograniczenia czasowe nie pozwoliły na dłuższy wywiad z nimi i zaspokojenie wielu pytań o ten daleki, ale jakże frapujący ląd.

Na prezentację Sławka przybyło 75 osób, co jest wynikiem bardzo dobrym, biorąc pod uwagę piękną, słoneczną niedzielę, kiedy to większość ludzi chce złapać wiosenne, grzejące promienie słońca. Dzięki Sławku za ciekawy i pouczający wykład o Grenlandii Południowej.
text i foto: admin.
9 kwietnia 2017 - Prof. Janusz Pawlikowski- " Wielki kraj w małym obiektywie -Chiny 2014-2016" .



























Na naszych "Spotkaniach z ludźmi gór" gościliśmy już, jeżeli chodzi o wykształcenie i stopień naukowy, doktorów, doktorantów oraz tabuny magistrów i inżynierów. Wreszcie osiągnęliśmy Everest w tej klasyfikacji i udało nam się zwabić profesora zwyczajnego, dr.hab.Janusza Pawlikowskiego. Jest emerytowanym profesorem zwyczajnym Politechniki Wrocławskiej. Do dzisiaj współpracuje i jest wykładowcą na Wydziale Zamiejscowym Uczelni Jana Wyży- kowskiego w Lubinie. Pełnił wiele zaszczytnych i odpowiedzialnych funkcji w różnych instytucjach państwowych, na uczelniach krajowych i zagranicznych.  Na swoim koncie ma niezliczoną ilość wykładów w szkołach i na seminariach krajowych i zagranicznych. Pracował m.in. w University of Delaware w Newark. Za swoją działalność naukową otrzy- mał trzy Nagrody Ministra, a za działalność organizacyjną dwie. OdznaczonyZłotym Krzyżem Zasługi i Medalem KEN. 
Profesor wiele podróżował do egzotycznych krain. Kilkakrotnie był w Chinach, Malezji, Indiach, Japonii i na Syberii. Plonem tych podróży są prezentacje multimedialne oraz wystawy fotograficzne.
Jako prelegent pan profesor zaprezentował się jak na profesora XXI wieku przystało. Bardzo rzeczowo, zrozumiale dla wszystkich opowiadał o niesamowitościach i urokach Państwa Środka. Okraszając swoją prelekcję dowcipnymi skoja- rzeniami, określeniami, przytaczając wesołe anegdotki sprawiał, że publika z wielką radością i zaciekawieniem słucha- ła i oglądała Jego prelekcję. A fotografie były cudowne. Sam National Geographic nie powstydziłby się takich obrazów. Dominantą twórczości fotograficznej są u Pana Profesora portrety oraz krajobrazy. Niesamowite widoki egzotyki chiń- skiej na długo pozostaną w naszej pamięci. Profesor Janusz Pawlikowski wybierając obszar /kadr/ fotograficzny dostrzega detale, drobiazgi pierwszo czy drugoplanowe, dające ten jedyny smak, koloryt i niepowtarzalność widoku. Widząc wskazane, małe rzeczy, inaczej postrzegaliśmy oglądane slajdy. To było wspaniałe.
Ja jestem osobiście zauroczony spotkaniem z Tym nietuzinkowym Człowiekiem /przez duże "C"/. Chociaż nie wypada za bardzo mi, zwykłemu szaraczkowi zażerającemu się salcesonem i kaszanką oceniać tak wyśmienitego gościa, to muszę wyrazić swój wielki podziw dla osoby Pana Profesora. Pragnę, abym dożył chociaż jeszcze jednego spotkania z Nim. Słowo wstępne do spotkania wygłosiła dyrektor C.K.MUZA, pani Małgorzata Życzkowska - Czesak. Ja robiłem za tło, bom nie godzien jest/jeszcze/ zapowiadać tak wybitnej osobistości, jaką jest profesor Pawlikowski.
Po prelekcji ludziska tłumnie pchali się po autograf prelegenta. Moja Elżunia musiala odstać swoje, ale zdobyła podpis na folderze. Nawet pasjonat turystyki, wybitny przewodnik sudecki, nasz wspaniały kolega Karol Łąk ze Złotoryi dorwał plakat i folderek z tego spotkania.

A po pokazie wszyscy udali się na wernisaż fotografii prof. Janusza Pawlikowskiego. Prezentowanych było 27 fotografii z Chin. Były tak wspaniałe, że korciło mnie zerwanie cichcem jednego i powieszenie sobie go w domu. Nie wypadało, no i nie było okazji do tego swiętokradztwa, chłe, chłe. Wielkie podziękowania w tym miejscu należą się Pani Małgorzacie Życzkowskiej - Czesak, dyrektorce C.K.Muza za wspaniałą oprawę wernisarzu. Były ciasteczka w 25 gatunkach i napoje chłodzące dla piekielnie rozgrzanej atmosferą publiczności. I ja tam byłem, wzniosłe chwile na pokazie przeżyłem. Potem ciasteczko chyciłem, a com widział, jak umiałem, powyżej przedstawiłem.

text i foto: admin. autoocenzura.
22.10.2017 - Andrzej Kaczmarek - "Moja Korona Ziemi".

Gościliśmy bardzo ciekawego, 55-letniego "młodzieńca", mieszkańca Chojnowa Andrzeja Kaczmarka. Zaprezentował nam historię kilku wejść na m.in. Grosglocnera w Alpach Austriackich, Mont Blanc, Elbrus, Kilimandżaro i Dżabal Tubkal w Afryce, Pico de Orizaba - stratowulkan, najwyższy szczyt Meksyku i Aconcaguę, czyli kamiennego strażnika obu Ameryk. 
Andrzej wspinał się, jak to w wysokich partiach górskich często bywa, w warunkach ekstremalnych. Narażony był wielokrotnie na kamienne lawiny, pokazane na migawce filmowej, podstępne szczeliny, czy też nagłe zmiany pogody.
W Jego /Andrzeja/ wyprawach nieraz wiało grozą, ale w tym zawziętym i zdecydowanym na zwycięstwo człowieku nie było lęku. Przykładem niech będzie sytuacja, gdy Andrzej zmylił szlak w rejonie masywu Arizoda i musiał aż 35 godzin błądzić w ciemnościach i przetrwać mroźną noc bez śpiwora i namiotu. Oprócz czysto wspinaczkowych fotografii zobaczyliśmy wiele ciekawych obrazów przedstawiających ludzi, regionalne ubiory, niesamowite, często dziwaczne pożywienie. Browar też był, podobno niezły.
Najbardziej smutnymi zdjęciami jakie ostatnio oglądałem, był zestaw fotografii Kilimadżaro z ostatnich kilku dziesiątków lat. Znikająca harakterystyczna czapa śniegowa na szczycie. Nasze wnuki będą tylko na starych filmach i zdjęciach ogladały słynne śniegi Kilimandżaro. I jak tu mówić, że klimat się nie ociepla?

Andrzej posiadł bardzo ciekawą i dla Niego wartościową umiejetność. Przedstawiając swoją prezentację wypraw wysokogórskich, bardzo delikatnie, umiejętnie, wprost niezauważalnie wplata reklamę Oriflame Wellness. Ideą tego jest zapewnienie stanu zdrowej równowagi umysłu, ciała i ducha człowieka. Chodzi tu o zdrowie psychiczne, zdrowe odżywianie, aktywność fizyczną, odpowiedzialność, produktywność, unikanie typowych, niekorzystnych czynników. Jak zobaczyliśmy fotografię żywności zakupoionej na wyprawie dla "normalnych" pozeraczy wysokokalorycznych liofilantów, tych zupek na boczku, sloninek peklowanych, wysokocukrowych batoników w porównaniu z "bufetem" Andrzeja, zawialo grozą. On miał kilkakrotnie mniej żarełka ale zapewniającego zbalansowany zestaw niezbędnych składników odżywczych na morderczych wspinaczkach.
Po prezentacji widzowie mogli obejrzeć w holu Muzy wernisaż fotosów Andrzeja. Było wiele pytań, wymiany fachowych, wspinaczkowych doświadczeń i zwykłych, koleżeńskich gadek. A wszystko umilała degustacja zdrowego /podobno/ jedzenia, przygotowanego i reklamowanego przez ww firmę.

Sam, z wielką obawą spróbowałem "cukierków" bez cukru, gorącej zupki bez mięsnej bazy, oraz napoju waniliowego i papayowego /czy jakoś tak/, też bez cukru. Jak oni to robią, że nie dodając cukru i soli, danie jest słodkie i smaczne, ni mom pojęcia! Wszystko było naprawdę bardzo smaczne. Tylko troszku drogawe, jak na moją rentkę ze starego portfela, chłe, chłe. Będę musiał dalej żreć świńską łopatkie po 8zł/kg lub te szalone kurczaki po 4zł/kg..tfu!

Dla uzupełnienia tej relacji ze "Spotkania z ludźmi gór" dodam, że w prelekcji uczestniczyło 70 osób, w tym 11 przezacnych członków płci obojga z Klubu Górskiego PROBLEM. Hej!
Acha, bym zapomniał o jednym drobiazgu, ale jakże miłym. Za wkład pracy i prowadzenie spotkania obaj z Jaśkiem dostaliśmy od Andrzeja parasolki firmowe. Ela, czyli moja żona z pierwszego małżeństwa zaraz mi ją zaanektowala, bo powiedziała, że chłop z liliową czy różową parasolką wyglada jak ten, no...wiecie. Buszmen....chłe, chłe.
foto i text: Crazy Henry. Nie sponsorowane! Niestety...
5.11.2017 - Wojciech Dąbrowski - 
"50 lat z plecakiem".
No i doczekaliśmy się wreszcie wizyty najwspanialszego polskiego trampa, a właściwie super troptrotera - jak Pan Wojtek nazywa trampów z najwyższej półki - podróżnika klasy światowej. Temat nie był łatwy dla prezentera, bo jak tu w godzinnej prelekcji zamknąć pół wieku intensywnych wypraw po świecie? No jak? Panu Wojtkowi udało się to kapitalnie. Rozpoczął od prezentacji czarnobiałych zdjęć, oczywiście zeskanowanych, przedstawiających Jego miejsce na Ziemi, czyli gdańskie uliczki, dom rodzinny i brzeg portowy. Siadając na polerach czy pachołach /równorzędne nazwy/  jako pacholę, Pan Wojtek, wtedy Wojtuś, godzinami wpatrywał się we wpływające i wypływające z portu statki kolorowych bander z całego świata. To w tych czasach było prawdziwym oknem na świat. Wpatrując się w prujące fale statki i egzotycznych marynarzy spacerujących po porcie, marzył o dalekich krajach gdzie rośnie pieprz i wanilia, a po palmach skaczą małpy i kakadu. I tak zrodziła się pasja, wielkie pragnienie zobaczenia tego, co jest tam, za horyzontem, za Bałtykiem, za górami i oceanami. I tak, na miarę swoich skromnych środków, 50 lat temu zaczął swoją przygodę podróżnika, która przerodziła się w pasję, w chorobę ciągłego dążenia do podróży w nieznane.
Po zdjęciach papierowych nastała epoka slajdów kolorowych. To już był znaczący postęp. Razem z Jaśkiem, naszym Jaśkiem, przed laty pomagaliśmy ustawiać na pulpicie rzutnik i podawać magazynki ze slajdami podczas prezentacji Pana Wojtka. Potem nastała era aparatów cyfrowych i zdjęcia nabrały jeszcze innej jakości. Było to i łatwiejsze, bo z "cyfrówki" można od razu wrzucic fotki na kompa, obrobić jakimś programikiem i natychmiast zrobić prezentację.
I ten upływ czasu był zauważalny w czasie prezentacji. Pan Wojtek bardzo umiejętnie, profesjonalnie, z wielkim smakiem dobrał zestaw fotografii przedstawiających różne strony świata przez siebie odwiedzane w tej "pięćdziesięciolatce z plecakiem".
Potwierdziło się to, że Pan Wojtek nade wszystko kocha się w wysepkach i wodospadach. Nie wspomnę tu egzotycznych nazw tych miejsc, ale wrażenie wielkich na szerokości lub wysokości wodospadów, oraz bajecznie urokliwych wysepek robiła wrażenie na publice. Ja byłem zauroczony. Pan Wojtek jako mistrz słowa, bardzo sugestywnie, częstokroś z humorem opisywał kolejne cudeńka świata. Byłem pełen dumy, gdy Pan Wojtek nie omieszkał wspomnieć, że ten obraz widziany na ekranie poniżej jest mojego pomysłu i wykonania.
Na prelekcję Pana Wojtka przyszło 118 osób, co jest także wynikiem jednym z najwyższych zanotowanych na naszych "Spotkaniach z ludźmi gór". Z Klubu Problem w spotkaniu uczestniczyło 12 osób. Jasiek, Hania, Tadziu, Józef, Dominik, Krzysia, Dzidka z Andrzejem, Boguś i Zbysiu, no i ja z Eluśką. Mam pewność, wynikającą z rozmów po prelekcji, że wszyscy widzowie byli zadowoleni i wychodzili z sali bogatsi o nowe doznania i wiedzę podróżniczą.

Po spotkaniu widzowie wprost rozszarpali książki Pana Wojtka. Dodatkową radochą były indywidualne dedykacje. Niektórzy kupowali po dwa egzemplarze, bo jakiż może być lepszy prezent od pięknie wydanej, bardzo ciekawej, fraujacej, okraszonej wspaniałymi zdjęciami książki podróżniczej pt."Na siedem kontynentów. Notatnik podróżnika". Papier kredowy, błyszczący, wspaniała, twarda oprawa książki robi wrażenie. Aż chce się ją mieć i w zaciszu domowym czytać, czytać i przeżywać. W swojej fantazji przenosić się na siedem kontynentów z Panem Wojtkiem i cieszyć się tym, że los dał nam możliwośc obcowania chociaż przez chwilę na prelekcjach z tym nietuzinkowym Człowiekiem. Człowiekiem przez duże "C". wielkie dzięki Panie Wojciechu.

Pan Wojciech jest człowiekiem bardzo życzliwym i pomimo zmęczenia podróżą, prelekcją i doskwierającym /z pewnością/ głodem zgodził się na kilka fotek zrobionych z Nim. Poniżej stoją: Karol Łąk - podróżnik, przewodnik górski, nauczyciel fizyki i astronomii, który mial u nas prezentację "Patagonia - Drogą na południe na koniec świata". Dalej stoi Pan Wojtek, który zawitał do nas z prelekcją po raz ósmy, przy nim stoi Andrzej Kaczmarek, też prelegent, chojnowianin. Był u nas z ciekawą prelekcją "Moja Korona Ziemi".  Po prawej stoi Heniuś - wieloletni czlonek KG PROBLEM a od 1969 roku członek PTTK - który od lat stara się jak może zagaić spotkanie, przedstawić prelegentów i poprowadzić te wspaniałe "Spotkania z ludźmi gór".
Jasiek zrobił swoje, czyli umówił prelegentów, załatwił kaskę, terminy i może się na prelekcji rozwalić w kinowym fotelu i podlubać sese w nosku, chłe, chłe. I tak w zgodzie, po przyjacielsku się uzupełniamy i tworzymy kawałek historii Naszego Klubu w temacie popularyzacji wiedzy o świecie, podróżowania i poznawania ciekawych ludzi.

Tym, którzy czują niedosyt wiedzy o  podróżach Pana Wojtka, proponuję wejść na Jego stronkę prywatną:
A dzienniki z podróży Pan Wojtek pisze na portalu
Niestety pisane są po angielsku, ale nawet nie znający "english" potrafią się zorientować w aktualnym miejscu pobytu Tego wspaniałego troptrekera.
foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
17.12.2017 - Robert Gondek -  "Wyprawy na najwyższe szczyty Afryki"
Robert Gondek, rocznik 1976, Warszawiak, przedstawił nam wspaniałą prezentację multimedialną na temat realizacji swojego projektu "W drodze na najwyższe szczyty Afryki". Prezentacja pełna dynamizmu, wspaniałych fotografii przeplatanych migawkami filmowymi, z muzyką afrykańską, stanowiły prawdziwą rozkosz dla oglądających. Robert dał się poznac też od strony lektorskiej. Ciekawie opisywał kolejne etapy swojej eksploracji gór w różnych krajach czarnego kontynentu. Chociaż znamy Afrykę z dziesiątków filmów podróżniczych w TV, to zdjęcia Roberta robiły wrażenie nie mniejsze niż te z National Geographic. zobaczylismy przekrój prawdziwej Afryki. Od fotek z różnych miast i wiosek, przez widoki wspaniałych masywów górskich, płaskowyży i pustyń oraz rzek i wodospadów aż po niesamowitą florę i faunę tropikalną. Na końcu prezentacji pokazane były portrety ludzi. Dzieci i dorosłych z różnych regionów Afryki. To robiło wrażenie. 
Szkoda tylko, że prezentacji nie można było wyświetlać na projektorze kinowym Muzy, bo projektorek Roberta ma znacznie słabszą lampę i obiektyw, w związku z tym slajdy - moim zdaniem - były troszeczkę niezbyt doświetlone. Ale w sumie było extra. Dobre i nowoczesne nagłośnienie sali potęgowało wrażenia wizualne.
Na sali, pomimo tego, że już za tydzień będą święta, było równiutko 100 osób. Naliczyłem też, z dużą satysfakcją, aż 13 członków Klubu PROBLEM. Na Nich zawsze możemy liczyć.

Robert tak dynamicznie wskakiwał i zeskakiwał z podium, że trudno go było złapać całego w kadrze, zwłaszcza mnie, zjełczałemu tetrykowi, chłe, chłe. Mamy nadzieję, że jak coś nowego zaliczy, tzn jakąś wyprawę, to przyjedzie do nas ze swoją prezentacją. Tak obiecał. Ludziska z podziwem oglądali zdjęcia wystawione na sprzedaż, które przed chwilą oglądali na ekranie. Trochę kupiono. Były na nich oczywiście autografy prelegenta. Taka fotka to jest więcej warta niźli zwykłe -niezwykłe zdjęcie małpy, prawda? Prawda.

Na koniec do Roberta ustawiła się kolejka po autografy na zakupionych książkach/albumach pt."W drodze na najwyższe szczyty Afryki". Zauważyłem Dzidkę z Andrzejem jak wysupływali ostatnie zaskórniaki i kupowali ten album.

Na swoją prelekcję Robert przytargał wielką walizę gadżetów w postaci zdjęć w małym i dużym formacie oraz okolicznościowe, z afrykańskimi motywami bluzeczki. Niektórzy z kupujących mieli wielkie dylematy, czy wybrać motyw słonia wachlującego wielkimi uszami, czy z logo projektu "Na najwyższe szczyty Afryki" czy ze śmiesznym szympansem. Nie wiem, czy kupiono jakieś, bo sam byłem bardzo zajęty "obsługą słowną" koleżanek i kolegów klubowych. Przecież to już, już, tuż, tuż Wigilia i Święta. Zakończenie rocznych "Spotkań z ludźmi gór" uważam za bardzo udane. Dzięki Robercie, bo to za Twoja sprawą. Wesołych Świąt.

foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
28.02.2018 - Bartosz Malinowski -  "Przedawkowanie rzeczywistości – Wielki Szlak Himalajski II –                                       Kaszmir & Indie 2017"
Jak było do przewidzenia, spotkanie z Bartoszem Malinowskim "Maliną" zgromadziło bardzo wielu miłośników egzotycznych podróży. Bartosz opowiadał o niesamowitej wyprawie w góry Kaszmiru i indyjskich Himalajów. W tej morderczej wędrówce, połączonej z wspinaczką wysokogórską towarzyszyła Mu żona Joasia Lipowczan. Pokonywanie terenów bezludnych, z dala od jakiegokolwiek zaopatrzenia i możliwości noclegu pod dachem, zmusiła ich do niesienia całego potrzebnego ekwipunku na plecach. Z takimi ciężarami musieli się wspinać, często po lodowcach, brnąć przez bagna, piaski, pokonywać rwące rzeki. Przedzierali się przez dżunglę, wielkie zwały głazów i piargów, brnęli po pas w śniegu. Często musieli przemóc do suchej nitki podczas ulew i przejść przez rwące nurty rzek. Często też głodowali, bo ileż można nieść zapasów? Namiot, śpiwory, ubrania, kuchenka, paliwo do niej, raki i inny sprzęt wspinaczkowo -trekkingowy, woda. To sprawiało, że wyglądali jak szerpowie z wielkiej wyprawy. A trzeba było przecież chłonąć tą niesamowitą przyrodę, widoki zapierające dech w piersiach. No i robić zdjęcia. Jeżeli widzowie oglądali obrazy z rozdziawionymi japami, to jak bajkowo musiało to wszystko wygladać w realu? Niesamowite!

Spotkanie przeciągnęło sie do dwóch godzin, ale nikt nie chciał wychodzić z sali. Bartosz jest wspaniałym prelegentem, umiejącym przeplatać opowieści mrożące krew w żyłach z wyzwalajacymi salwy śmiechu. Do tego przebitki filmowe z momentów przekraczania zdradliwych, sakramencko zimnych, śmiercionośnych nurtów himalajskich rzek, wspinania się po lodowcach i nawisach śnieżnych, grożących w każdym momencie lawiną. Ugotowane stopy na skutek ciągłego przemoczenia butów, spalone słońcem i górskimi wichrami twarze, i te ogromne 30 kilogramowe plecaki dźwigane setkami kilometrów. Byłem pełen podziwu, zwłaszcza dla Joasi, która nie jest jakąś tam dwumetrową herod babą, kulturystką oblepioną tricepsami, ale normalną, raczej drobną kobietką. Wielkie pragnienie osiągnięcia zamierzonego celu, przeżycia czegoś naprawdę niesamowitego, zmierzenia się z przeuroczą, ale jakże niebezpieczną przygodą, sprawiały, że oboje przeżyli przygodę swojego życia. W rozmowach z uczestnikami spotkania po prezentacji usłyszałem, że Joasia z Bartoszem są naprawdę wspaniałymi, bardzo odważnymi Ludźmi. Ludźmi przez duuże "L". Ich wyprawa była wyprawą często na granicy ryzyka. Jak mówi motto Bartosza :" maszeruj albo zdychaj!". Więc maszerowali. Drugim motem Bartosza jest "chwytaj dzień za jaja". Więc chwytali, może nie doslownie, ale "chytali" całymi garściami, całym swym jestestwem, chłe, chłe. 

Po prelekcji ustawiła się długa kolejka po książkę Bartosza o Szlaku Himalajskim. Książkę opatrzoną dedykacją autora.
W kolejce zauważyłem Hanię "Wachulaczkę". Krzysię Strzępek, Tadzia Zaczyńskiego w topowej kamizelce, Jego brata Edzia i Bogusia Chamielca "Gwidona".  W spotkaniu wzięło dział 130 osób, w tym 11 członków K.G. Problem.
 Z pewnością będziemy chcieli w przyszłości ponownie gościć Bartosza z Joasią.
foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
11.02.2018 - Jakub Czajkowski -  "Pół roku w Azji".
Po raz pierwszy gościlismy w naszych progach tego wspanialego podróznika. Jakub, z wykształcenia geograf, z zamiłowania i zawodu podróżnik, organizuje i prowadzi wyprawy przygodowo - poznawcze trekkingowe, konne rajdy i krosy rowerowe w różne krainy świata.Syberia, Azja Srodkowa, Pamir, tien-Szan, Tybet, Kambodża, Laos to główne regiony jego wyprawowych eksploracji. Ulubionym jego dystasnsem to 100 km biegów z mapa i kompasem w ręku.
Na prelekcji Jakub opowiadał o wielkim wyczynie, jakim była półroczna wyprawa przez 7 państw Pamiru, Tien-Szan, Tybetu, Kambodży i Laosu.
Przez 1:15 godz. mieliśmy wspaniałe wrażenia, gdyż oglądane slajdy to w większości bajkowe krajobrazy, niesamowite ujęcia i ciekawe portrety. Oglądając zdjęcia dzieci białych, żółtych, czarnych i mieszanych kolorów, doszedłem do wniosku, że wszędzie i wszystkie małe dzieciaki są śliczne i są najlepszym obiektem fotografa. A Jakub okazał się bardzo dobrym prelegentem, opowiadającym ciekawie z dawką humoru. Podczas pytań niektórzy widzowie przebiegle schodzili na dół, aby być pierwszymi przy rozszarpywaniu plakatów. Endriu z Dzidką jak zawsze na przedzie, he,he.

Rzadkością jest, że po prelekcji ludzie nie chcą wychodzić z sali. Długo grupka widzów rozmawiała z Jakubem, dopytując o szczegóły jego profesji. Przy okazji Jakub podpisał 15 dedykacji na plakatach. Bawiąc się w statystykę, muszę powiedzieć, że pobiliśmy dwa rekordy. Gościliśmy najwyższego z prelegentów, bo Jakub mierzy 2,05m bez butów, oraz frekwencję, która wyniosła 143 osoby. "Problemowców" było 11. Ogólnie było superowo.

foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.

18.03.2018 - Michalina Krupper -  "kobieta w podróży".
 W ramach Wiosny Kobiet, imprezy organizowanej w C.K.MUZA, odbyło się nasze "Spotkanie z ludźmi gór". Tym razem wszędzie rządziły kobiety.  Prelegentką była młodziutka, bo 24-letnia Michalina Krupper, pochodząca z Gdyni. Tematem wiodacym była kobieta. Kurdystan i etnografia postawiona szczególnie w temacie kobiet tam żyjących. Poznalismy nieznane nan strony egzystencji i dzialalności kobiet, od bojowniczek z ciężkimi eraemami, przepasane taśmai z amunicją na ramieniu, aż po troskliwe matki i żony.  Michalina okazala się bardzo elokwentną prezenterką, z dużą estymą opowiadała o Kurdystanie, geografią terenu, życiem codziennym ludzi tam mieszkających, religiach, problemach, mo- dzie i dzieciach. Pomimo stanu wojennego, dzieci potrafią się jeszcze śmiać, bawić i cieszyć ty, co mają. A mają naprawdę niewiele. Szkoda mi tych lszlachetnych i serdeczxnych swoją gościnnością udzi, bo zasługują na wiele więcej niż daje im los.
W drugiej części prelekcji, niestety, z braków czasowych potraktowanej bardzo w telegraficznym skrócie, Michalina zxawiodła nas Do Oceanii. Zobaczyliśmy i poznaliśmy - oczywiście zdawkowo - australię, Papuę Nową Gwineę oraz Nową Zelandię.
Ten bajkowy świat zawsze przyciąga uwaę widzów i tylko należy ubolewać nad tym, że Michalinka nie oddzieliła tego tematu na osobną, dłuższą prelekcję.

W spotkaniu wzięło udział 85 osób, w tym 8 członków Problemu. Był fotograf z Muzy, więc z pewnością jakaś fotka z tego spotkania zagości w galerii tego przybytku kultury lubińskiej. Ponieważ zawsze daję tu zdjęcia prelegentów i widowni, pomyślałem sobie, że chociaż już teraz nie grzeszę krzyczącą i wyuzdaną urodą, to zamieszczę swój konterfekt tu i teraz. A co, należy mi się jak psu buda, chłe, chłe. Chyba to była micha?f
foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
25.03.2018 - Jan Doleziński "119 dni dookoła Polski cz.2"
Członkowie Stowarzyszenia Turystyki Pieszej "Wędrowiec" są pierwszą i jedyną grupą nie tylko w Polsce, ale też w Europie, która obeszła swój kraj dookoła, po granicy, od przysłowiowego słupka do słupka granicznego.
Drugą część tego niesamowitego trekkingu przedstawił nam Jasiu Doleziński. zobaczyliśmy kawał naprawdę morderczej wędrówki po lasach, bagnach, chaszczach i wertepach. Prawie ciągle przemoczeni, narażeni na wszystkie zjawiska pogodowe, łącznie z uderzeniami piorunów w górach, pokaleczeni, podrapani, ubabrani po pachy w błocie, nieraz śmieciach i trawsku, brnęli codziennie do wytyczonego celu. Ile samozaparcia trzeba było, żeby przez 4 lata poświęcać swoje urlopy i w grupie Wędrowca zaliczać kolejne słupki graniczne. Start wyznaczyli sobie na helskiej plaży i po 4 latach doszli w to samo miejsce, okrążając cały nasz Kraj.
Janek bardzo dużo pracy włożył w przygotowanie prezentacji, dobrał wspaniałe zdjęcia, przygotował świetnie, profesjonalnie całą narrację. Chociaż my, problemowcy złaziliśmy niemal każdy zakątek Polski, to nikt z nas nie łaził po granicach. Może w Karkonoszach czy Tatrach czerwonym szlakiem granicznym. To była ciekawa lekcja geografi nam nieznanej. Dodatkowym pozytywem prelekcji było umiejętne wkręcanie przez Janka humorystycznych zdarzeń, jakie miały miejsce w czasie wyprawy. Tak to na długodystansowym trekkingu bywa. Mordęga, wysiłek przy pokonywaniu przeszkód terenowych i walka z aurą, często niebezpieczną, przeplatają się z chwilami siurpryznymi i relaksacyjnym błogostanem na popasie i w kwaterach noclegowych.

Jasiu przygotował prelekcję na prawie 2 godziny, jednak w ostatnim momencie dowiedzieliśmy się, że mamy do dyspozycji tylko 1,5godziny, bo po nas sala zarezerwowana jest na występ chóru prawosławnego z Turkmenistanu. 
Jasiu się troszkę spłoszył, ale doskonale dał sobie radę. Skompresował prelekcję, przyspieszył wyświetlanie slajdów. Może i dobrze, że tak się stało, bo pokaz przez to nabrał szaleńczej dynamiki, tempa i było rewelacyjnie. Po prelekcji zrobiłem wywiad z kilkoma uczestnikami imprezy i szczerze powiem, że wszyscy widzowie byli zachwyceni. Niby nie egzotyczne kraje, nie jakieś oceaniczne wyspy z waranami i palmami, żadne tam safari z wyliniałymi lwami albo wspinaczki himalajskie, a "zwykły" trekking po naszej ziemi ojczystej dał wiele satysfakcji i wrażeń uczestnikom "Spotkania z ludźmi gór". Brawo Janku. Dzięki. Miałeś tyle obaw, a wyszło wspaniale. Brawo Wędrowiec !
 W prelekcji wzięło udział 115 osób, w tym 9 członków K.G. Problem. Spotkanie zgrabnie prowadził niezastąpiony, niezatapialny sir Crazy Henry. Naszego umiłowanego Pana Prezesa na spotkaniu nie było, niestety.

Po spotkaniu można było nabyć fajną książkę Janka Dolezińskiego pt."Pieszo dookoła Polski". Książka napisana bardzo komunikatywnym językiem doświadczonego trekkera, zawierająca wiele doskonale wesołych i trafiających w sedno zdarzenia określeń. Na 244 stronach zawarta jest historia kilkuletniej wędrówki granicami Kraju. Są dokładnie i pieczołowicie opracowane szczegóły z datami, odległościami i opisem miejsc. Za tą benedyktyńską, wymagającą wielotygodniowej mordęgi pracę kronikarską, należą się Jankowi extra brawa. Wiem, że wszyscy szczęśliwi posiadacze tej książki, będą ją czytać z wypie-kami na swoich szlachetnych licach. Obok,z lewej strony przykład jednego z czytelników, pochło- niętego bez reszty śledzeniem wyprawy "Wędrowca". Ubolewam tylko nad tym, że fotografie w książce są zbyt małe, a z tego powodu mało czytelne. Powinny być szerokie na szerokość tekstu, czyli jakieś 135 mm. Ale to pryszcz w porównaniu z zawartością tej wartościowej książki. Klub PROBLEM dostał od Janka tą książkę z dedykacją gratis. Dzięki.
foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
4 listopada 2018 - "WSCHODNI TYBET"
Wojciech Dąbrowski "Wojtek"
 W piękne listopadowe, niedzielne południe mieliśmy zaszczyt i radość być uczestnikami /chociaż wirtualnymi/ wyprawy Pana Wojtka do tzw. Wschodniego Tybetu. Jak to u Pana Wojtka jest normą, prelekcja była na najwyższym poziomie. Dowiedzieliśmy się takich rzeczy, których trudno by szukać na filmach geograficzno - podróżniczych na znanych kanałach tv. Pan Wojtek zawsze planuje swoje trasy poza utartymi szlakami organizowanymi przez komercyjne firmy turystyczne. Poniżej jest mapka tej wyprawy. Po przylocie z Gdańska przez Pekin /Beijing/ Pan Wojtek wylądował w Chengdu, skąd zatoczył dużą pętlę przez Lhasę, Golmud, Lanzhou do Chengdu. 

Zwiedzał miejsca nie skażone stopą zwykłego turysty, smakował przyrodę, zwłaszcza bajeczne panoramy gór pokrytych wiecznym śniegiem i lodem i smakował to, co mu dali standar- dowo do jedzenia, czyli zupkę ryżową / taki kleik dla dzieci/, buły gotowane na parze /takie polskie pępuchy/ i jajka na twardo. Jako etnograf z zamiłowania, wnikliwie obserwował ludzi, ich stroje, zachowanie i zwyczaje. Bariera językowa sprawiała to, że rozmowy odbywały się na migi, gesty i rysunki na papierze. Pan Wojtek nie mógł powstrzymać się od zrobienia z ukrycia zdjęć w klasztorach i miejscach, gdzie fotografowanie było zabronione pod karą chłosty i więzienia, ale udało się. Najwdzęczniejszym tematem fotografa są dzieci, które Pan Wojtek fotografował wspaniale. Wspomnieć tu muszę o tym, że część zaplanowanej trasy autobusowej trzeba było przelecieć samolotem, bo zona była o znaczeniu "strategicznym". To wypadło już na miejscu i biuro turystyczne chińskie stanęło na wysokości zadania i natychmiast załatwiło przelot jakimś rozklekotanym samolocikiem nad tym "newralgicznym" terenem.

Na sali, chociaż to fatalna była pora na prelekcję, bo to i niedzielne południe i zaraz po Święcie Zmarłych z którego dużo ludzi jeszcze nie wróciło, zebrała się potężna ilość widzów w ilości 121 osób. Większość to wieloletni miłośnicy naszych spotkań a wśród nich duża grupa dziewcząt i chłopców /chłe, chłe... chłopcy po 70-tce / z Klubu Górskiego Problem, z Pane Prezesem Jaśkiem A. /nie podaję pełnych danych, bo wicie, rozumicie...RODO, DODO, SRODO/ w pierwszym rzędzie. Z prelekcji wszyscy wychodzili z uczuciem niedosytu, gdyż tak frapującego tematu i z takim prelegentem można by było słuchać jeszcze co najmniej przez dwie godziny. Co ja mówię - pięć, dziesięć !

Po niesamowicie ciekawej prelekcji była okazja zakupienia wspaniałej, bardzo ciekawej w treści i pięknie wydanej książki Pana Wojtka "Na siedem kontynentów - notatnik podróżnika". Ta książka z pewnością będzie najlepszą ozdobą biblioteczki każdego miłośnika egzotycznych podróży, ale przede wszystkim zbiorem wartościowych i ciekawych informacji z kilkunastu wypraw Pana Wojciecha Dąbrowskiego, bogato okraszonych fotografiami. Dziękujemy Panie Wojtku i z niecierpliwością i nadzieją oczekiwać będziemy na następne spotkanie.
ps: już tak na marginesie jako ciekawostkę podaw Wam informację, że Pan Wojtek odbył w tym 2018 roku 6 podróży. Pozwolę sobie je wymienić miesiącami:
III - Ameryka Środkowa i USA /rejs po Karaibach, Honduraqs, Meksyk, Kuba.
IV - statkiem dookoła Wysp brytyjskich,
V - Wschodni Tybet,
V - Bułgaria, Rumunia,
VIII - Rosja, tygodniowy rejs po Wołdze,
IX - Finlandia,
X - Hiszpania, szlak św. Jakuba Santiago di Compostella i kilkudniowy  rejs po kilku portach Morza Śródziemnego.
I to jeszcze nie wszystko, bo na biurku Pana Wojtka już leżą bilety do Singapuru i jeszcze może gdzieś?
Jak któregoś wieczoru siadłem sobie przy kompie, żeby zapoznać się z tymi podróżami, to po trzech godzinach rozbolał mnie łeb i musiałem zażyć pabialginę i pójść spać. A oglądam wszystkie wyprawy bardzo wnikliwie. Spokojnie, powolutku czytam tekst i przyglądam się każdej fotografii, każdemu szczegółowi na niej. Ech... ten facet to ma niesamowite zdrowie i zacięcie podróżnicze. Przecież mógłby obdzielić kilku podróżników tymi wyprawami i każdy z nich uważałby się za godnego podziwu i zazdrości i nosiłby głowę wysoko, moze jeszcze wyżej, chłe, chłe.
Tyle lądowań co startów Panie Wojtku! No i końskiego zdrówka nieustającego.
foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
************************************************************************************
2 grudnia 2018 - "Mongolia - podróże w krainie Czyngis - chana"
To było drugie spotkanie z Jakubem Czajkowskim w tym roku. Na początku muszę dać małe, sprecyzowane sprostowanie. Otóż dowiedziałem się od samego Jakuba, że właściwe i pełne Jego nazwisko brzmi: Jakub Czajkowski vel Czajka. Już Jego dziadek miał problemy z meldunkiem w carskim magistracie. Przygłupawy urzędnik zapisał takie właśnie nazwisko, które nosił i ojciec Jakuba i on takie ma dzisiaj. Fajne. Ale ad rem. Jakub zaprezentował nam bardzo ciekawą wyprawę po wielkiej Mongolii. Ta pięciokrotnie większa od Polski kraina jest naprawdę bardzo intrygująca. Zaprzecza pokutującemu w naszym społeczeństwie /w większości/ wyobrażeniu Mongolii jako krainie stepowo-pustynnej. Przemierzając bezkresy kraju Czingis-chana cały czas mamy w tle piękne, wysokie góry, cudowne lasy, rzeki, potoki, rozległe, trawiaste równiny i jeziora. A góry ze swoimi przełęczami, ośnieżonymi szczytami są cudowne.

I oczywiście wszędzie pasące się stada, wielkie stada kóz, owiec, wielbłądów i koni. Koni, bez których nie byłoby życia na tych trawiastych równinach. Pasterze mongolscy od dziecka umieją wspaniale galopować na swoich mustangach, chociaż nie używają siodeł z łękami takich jak dla turystów, czy znanych nam z westernów. Kawałek koca, pledu, zwinięta pałatka pod dupkie i heja! Galopują, zaganiają bydełko i bawią się samą jazdą. Poniżej widzicie także ich jurty. Co ciekawe, najpierw ustawia się w kręgu meble, na środku piecyk i dopiero potem nad nimi rozbija się, ustawia na żerdziach cały "dom". I tak to trwa od stuleci. Powiewem naszych czasów jest ogniwo słoneczne /na foto poniżej/ które daje prąd do akumulatora, zasilania radyjka, zarówki czy laptopa.

Poza opisami przyrody, ludzi, ich życia codziennego, Jakub opowiedział też o wspaniałych tradycjach kulinarnych tamtejszych ludów. Na przyjęcie dostojnych gości z Europy, czyli końca świata, gospodarze upiekli świstaka w futrze. Oto skrócony przepis. Świstaka się patroszy, do środka wkłada gorące, z ogniska kamienie i całego w futerku okrywa się także kamieniami z ogniska. Po upieczeniu futro zeskrobujemy nożem i wperdzielamy. Ponieważ nic u nich się nie marnuje, bebechy /flaki, podroby/ lądują na patelni i są smażone na sadle. Smród się od takiego danka rozchodzi taki, że wszystkie muchy i inna gadzina w promieniu 100 metrów pada jak pies Pluto. Jakub się cieszył, że w towarzystwie był jakiś znamienity gościu z Ułan Bator i jemu przypadł zaszczyt zjedzenia pieczonego oka świstaka. Bhłeee, tfu!
Innym frajnym dankiem jest u potomków Czyngis-chana jest smażenie kożucha z przegotowanego, najlepiej zważonego i przypalonego mleka koziego. powstaje taki twardy placek, śmierdzący jak onuce sowietskowo sołdata nie zdejmowane przez rok. Też pychotka, dawana dzieciom jako czekolada E.Wedel.  A rzeki i jeziora mają pełne ryb. Tylko ci ludzie ryb nie jedzą, bo wg nich rybki są obrzydliwe. I takich ciekawostek jest tam, w Mongolii bez liku. Trunkowym panom powiem, że kumys też nie pachnie żadnym zbożem, ma "specyficzny", tuziemski  smak i zapach. A co najgorsze, żeby się takim 2% bimberkiem /sic!/ chociaż lekko nabuzować, to trzeba by było wypić całe wiadro tego cymesu. I ci Mongołowie nie wpadli na pomysł, żeby toto przepuścić przez destylarkę i napić się czegoś ludzkiego z minimum 40%. A nasz bimberek to ma i 90%. Ich by to zabiło na miejscu. Na koniu.

Podsumowując prelekcję, Jakub pokazał nam inną stronę Mongolii, po której kilkakrotnie cwałował na różnych konikach, począwszy od szkap kulejacych, na prawdziwych mustangach preriowych skończywszy. No i kilometry przemierzał także na swoim stalowym rumaku z ramą i pedałami. Dzwonka, niestety, nie miał ten rumak. Ale... na kogo miałby zadzwonić na tym bezludziu?
Na prelekcję przyszło 105 osób, moi koledzy i koleżanki klubowe, przyjaciele z PTTK-u/ Karol Łąk przyjeżdża do nas aż ze Złotoryi/ i stali, wypróbowani smakosze naszych przynajmniej ciekawych, jeżeli nie rzucających na glebę - mam takie przekonanie - "Spotkań z ludźmi gór". I tak to się pisze, bez udziwnionego pisania słów ludźmi gór z dużej litery. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane spotkanie z tym nietuzinkowych facetem, jakim z pewnością jest Jakub Czajkowski vel Czajka.
foto i text: Crazy Henry. Autoautoryzacja.
 
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego