NASZE HOBBY - KLUB GÓRSKI PROBLEM

Idź do spisu treści

Menu główne:

NASZE HOBBY

W tym rozdziale zamieszczamy - na co wskazuje nazwa strony - wiadomości o naszych prywatnych, indywidualnych zamiłowaniach. Wielu z naszych klubowiczów - o co nigdy by się ich nie podejrzewało - ma bardzo ciekawe pasje, które stale rozwija, doskonali warsztat twórczy i osiaga uznanie ogółu. Jest to i malarstwo, grafika, rzeźba, pisarstwo, gra na instrumentach, ale także modelarstwo lotnicze, szkutnictwo, szycie różnych strojów, koronkarstwo, taniec latino, flamenco czy śpiew huralny.

Zbigniew Halikowski
Halik z Chojnowa
Jest pierwszym z pierwszych naszych klubowych artystów, który od lat pacholęcych interesowal się rysunkiem, malarstwem i muzyką.
W rysunku posiadł rzadko spotykaną biegłość. Jego charakterystyczna technika zadziwia niezwykłą precyzją. To pozwala mu osiągnąć wręcz naturalistyczne efekty. Zilustrował książkę „Gawędy o Ziemi Chojnowskiej" i kalendarz na rok 2008, w którym zamieścił dwanaście portretów papieża Jana Pawła II. Do jego bardzo charakterystycznych prac należą kompozycje, pozornie będące martwymi naturami, uzupełnione figurami drewnianych pajacyków, marionetek lub masek. Mają one liczne podteksty. Są w nich zawoalowane aluzje do aktualnych wydarzeń społecznych i politycznych. W tych groteskowych pracach nasyconych ironią i kpiną piętnuje ludzkie słabości. Wszystkie fascynują perfekcyjnym opanowaniem rysunku. Jego niezwykła i bardzo oryginalna sztuka znalazła uznanie w oczach komisji kwalifikacyjnej, która w 2004 r. przyjęła go do Związku Polskich Artystów Plastyków.
12 grudnia 2012 roku odbył się wernisaż piątej edycji Międzynarodowego Konkursu Rysunku we Wrocławiu. Konkurs organizowany jest przez Akademię Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, objęty patronatem honorowym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Do konkursu zgłoszone zostały 923 prace wykonane przez 347 artystów z 23 państw. Po wnikliwej analizie międzynarodowe jury składające się z 6 ekspertów zakwalifikowało do wystawy 330 prac zrealizowanych przez 188 artystów z 19 państw. Na wystawie można oglądać rysunek Zbigniewa Halikowskiego „Na drodze 15".
Prace naszego chojnowskiego artysty Zbigniewa Halikowskiego zostały wybrane do Międzynarodowej Wystawy. 2 maja 2013r w Galerii Praskiego Muzeum w Pisku odbędzie się wernisaż Najlepszych Prac Międzynarodowej Wystawy Rysunku.

Poniżej: dwie prace Halika.

Poniżej artysta odbiera pąsową różę na swoim wernisażu. Poza rysunkiem drugą pasją Zbyszka jest śpiew i muzykowanie. gra na akordeonach, a ma ich pięć. Preferuje muzykę podhalańską oraz turystyczną. Jest założycielem i kapelmistrzem klubowej "Kapeli Jaśka spod lasa", która to kapela dala juz kilka występów nawet w Strzesze Akademickiej, więc wzniosła się wysoko ponad wyżyny, przynajmniej terenowe, chłe, chłe. Kto chciałby dowiedzieć się więcej o Haliku, podaję namiary:
http://gildia.chojnow.eu/halikowski_zbigniew-obraz,s403,m4.html

5.02.2016r. WERNISAŻ ZBIGNIEWA HALIKOWSKIEGO "HALIKA" - "IMAGINARIUM"
No i doczekaliśmy się indywidualnej, największej do tej pory prezentacji dzieł naszego Halika.  W legnickim Rynku, w Galerii Ring, odbył się Wernisaż naszego wspaniałego kolegi klubowego.
W Galerii Zbysiu zaprezentował aż 75 swoich prac z ostatnich ośmiu lat. Nie sposób było w tłumie ludzi przybyłych na tą imprezę, w spokoju smakować rysunki i odkrywać zawartą w nich treść.
Właśnie ten styl rysowania rysikiem różnych przedmiotów, stworków, maszkaronów, rzeczy zniszczonych, zwierzątek, drzew na czarnym tle, niesamowitość  i wielość kresek, tworzą niepowtarzalny nastrój, futurystyczne i fantastyczne wizje u odbiorcy. Nie można przegalopować wzdłuż szeregu ram z rysunkami Halika. Tu konieczne jest zatrzymanie się przynajmniej na kwadrans nad jednym rysunkiem, żeby wzrokiem wyłuskać delikatne detale, misternie rysowane, ukryte w podtekstach zdarzenia i sprawy dnia dzisiejszego, realnego. Tu naprawdę trzeba być posiadaczem duużej fantazji, wyobraźni i umiejętności smakowania grafik Zbyszka, aby ujrzeć piękno rysunku, zawartą w nim myśl i przesłanie artysty. Oglądając grafiki Zbyszka, przeraża mnie ta nieprzenikniona czerń tła. Czerń groźna swoją tajemniczością, wciągająca jak astronomiczna czarna dziura. I te wszystkie ziemskie, nieziemskie rzeczy, tylko z pozoru bezładnie porozrzucane, w istocie tworzące scenę teatru fantazji mistrzowsko zaprojektowaną. I te oczy! Wklęsłe, płaskie, wybałuszone. Jedne patrzące beznamiętnie, inne, bezdźwięcznie, jakby chciały przed czymś przestrzec, o czymś powiedzieć, nawet zabić. A poskręcane konary i gałęzie drzew, wyrastające zewsząd, przebijające i przenikające wszystko na swej drodze budzą grozę. Po jakimś czasie oglądania widz słyszy krzyk i muzykę. Wszystkie odcienie szarości, biel i czerń, po jakimś czasie stają się orgią barw, tęczą imaginacji umysłu, niewytłumaczalnym zjawiskiem psychicznym. I to jest właśnie ARTYZM  Zbigniewa w całej swej okazałości. Przy tak skąpym zastosowaniu środków, bo tylko  zwykłego, czarnego rysika i kartki białego papieru, tylko prawdziwy artysta może dać tak bogaty świat iluzji. I zmusić do wnikliwego oglądania, refleksji. Zmusić do myślenia innego, ucieczki od prymitywnych stereotypów i mierzwy codzienności. To są moje subiektywne przemyślenia i nie każdy musi się z nimi zgadzać. Tak jest i tak być powinno. Ilu jest widzów, tyle jest spojrzeń na jedno i to samo. A jednak nie to samo.

Wśród szacownych gości dało się zauważyć sporą grupę przyjaciół Halika z Klubu Górskiego Problem oraz Stowarzyszenia Absolwent, oba z Lubina.
Słowo wstępne wygłosił historyk sztuki, kurator wystawy, dyrektor Muzeum Regionalnego w Chojnowie Jerzy Janus.  Przy okazji otrzymał on swój portret wykonany oczywiście ręką Zbysia.
Na fotce poniżej widać też mnie, podczas deklamacji /chłe, chłe/ swojej siermiężnej rymowanki.  Tym razem było to wierszydło "Pan Zbigniew", napisane ku chwale Zbyszka.  Po reakcji Pana Janusa uważam, że tak dennie to nie było z tym trzynastozgłoskowcem. Myślę, że dołożyłem /a może wręcz przeciwnie?/ maleńką cegiełkę do uświetnienia wernisażu Halika.

Oczywiście wszyscy czekali na słowa samego Halika. Bardzo skromnie opowiadał o swojej gehennie artysty, zmagającego się z natłokiem myśli, pomysłów i tym cholernym rysikiem 2B.
Profesor Andrzej Kabat z Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu /ten w granatowej marynarce/ także dopieścił autora rysunków, wyrażając wielkie uznanie i znaczenie twórczości Halika w grafice polskiej. Zbysiu, jako człowiek szlachetny, przez kwadrans dziękował wszystkim, którzy Mu pomagali w różnych sprawach dotyczących Jego dzialalności graficznej. Dziękował i dziękował. Podziwiałem Jego pamięć do tylu nazwisk i zdarzeń. I przyglądając się Mu z bliska doszedłem do wniosku, że Zbysiu jest CHUDY! Ale jak się tak intensywnie żyje spalając się podczas tworzenia, to nie dziwota, że mięśnia piwnego nie ma.

Niesamowitym, zaskakującym momentem na wernisażu było nieoczekiwane wystąpienie Halika z piosenką "Moja droga" Franka Sinatry. Ostatnio przebój ten śpiewa Michał Bajor.
Tekst i melodia idealnie wpasowały się w nastrój wernisażu i były jakby lustrzanym odbiciem osobowości Zbyszka. Zbysiu wspaniale akompaniował sobie na nowiutkim akordeonie, który dostał w prezencie od dzieci i wnuków.
Jego występ skojarzył mi się z koncertem Wojskiego. No nie wiem dlaczego. Czy ta podniosła i wspaniała chwila to sprawiła, czy wygłoszony przed kilkoma minutami trzynastozgłoskowiec "Pan Zbigniew", no nie wiem...
 Natenczas Halik chwycił na taśmie przypięty, 
Swój akordeon czerwony, świeżo poczęty.
I zagrał, zaśpiewał, a wszystkim się zdawało,
Że Halik wciąż gra jeszcze, a to echo grało.
Bo w Galerii legnickiej nie tylko grafika,
Jest tam też, o dziwo, niezgorsza akustyka.
Brawom i gwizdom zachwytu nie było końca. Bisów nie przewidziano. A szkoda.

Nie byłoby pełnego wernisażu, bez indywidualnych rozmów artysty z gośćmi wystawy i podpisywania wspaniale wydanego IMAGINARIUM. Zamieszczono w nim doskonały wstęp pana Jerzego Janusa oraz 13 reprodukcji rysunków Zbyszka. Aż się dziwię, że rysując takie cudowne "dziwy", Zbysiu ma takie fatalne pismo,  jak ginekolog wypisujący recepty, chłe, chłe. Musiałem się domyślać tekstu dedykacji. Ale i tak doznane szczęście moje serducho rozsadzało.

 Podsumowując wernisaż Zbigniewa cieszę się, że Galeria Ring była wypełniona po brzegi gośćmi, czyli zainteresowanie było ogromne.  Zbysiu chyba czuł się dobrze, chociaż nie jest z gatunku ludzi lubiących stać w świetle jupiterów.
Dziękujemy Ci Zbysieńku za to, że jesteś z nami. I rysuj, rysuj chłopie! Ciesz i zachwycaj nas swoimi nowymi fantazjami kreślonymi rysikiem 2B. Zapomniałem Cię zapytać, którą ręką rysujesz? Może "obiedwama", chłe, chłe.
Na marginesie. W swoich zbiorach komputerowej grafiki mam tylko 37 rysunków Zbyszka. Ubolewam nad tym, że są one "ściągnięte" z internetu, a tam, niestety, są mocno skompresowane. Po powiększeniu do wielkości monitora wyłażą pixele, a przecież Zbyszek nie rysuje pixelami, prawda? Prawda! Jeszcze dopowiem, że przy Zbigniewie czuję się taki malutki, tyci, tyciutki. Bo po Nim pozostaną na wieki wspaniałe rysunki wiszące w galeriach i zbiorach prywatnych, rozrzucone po całym świecie. A po mnie co? Ano jajco! Nie wiem, czy byłbym godzien Zbysiowi chociażby temperować ołówki? No... nie byłbym i nie mógłbym! Bo Halik używa rysików w ołówku automatycznym, psia krew.
W imieniu koleżanek i kolegów z Klubu Górskiego PROBLEM wyrazy czołobitności, podziwu i podziękowania składam naszemu kochanemu Halikowi.

Poniżej zamieszczam tekst swojej prymitywnej rymowanki, którą popełniłem dla wyrażenia swojego wielkiego podziwu dla twórczości graficznej i szacunku dla Zbysia Halika Halikowskiego.

„PAN ZBIGNIEW” 
czyli ostatni prawdziwy artysta w Chojnowie. 
Historia we dwunastu zwrotkach rymem siermiężnym, aczkolwiek trzynastozgłoskowym spisana.

Nie godzien jam jest pisać o Zbyszku wersetów,
Me rymy są siermiężne i mocno wioskowe.
To powinna być twórczość największych poetów,
Mickiewicz najlepszą do tego miałby głowę.

Powstałaby tu druga wieszcza epopeja,
„Pan Zbigniew” – aż w dwunastu księgach opisany.
Chojnowian największa na rozgłos w świat nadzieja,
To Chalikowski Zbyszek, też Halikiem zwany.

Gdzież ja mam szukać rymów, by powstał z nich pean,
Ku chwale autora prac tutaj przedstawionych.
Bo twórczość Zbigniewa to jest kresek ocean,
Wizjonerstwem artysty w tło czarne wrzuconych.

Pomyliłby się srodze zwykły zjadacz chleba,
Bo zobaczyłby tylko czerń i biel na planie.
Tutaj wyobraźni, romantyzmu też trzeba,
By dostrzec w tych grafikach tęczowe przesłanie.

Plątaniny sznurów, maski i maszkarony,
Też żagielki podarte, wystraszone oczy.
Gwoździe wbite w deseczki, pajacyk zdziwiony,
Tu głęboka myśl wszystkie te rzeczy jednoczy.

Nie tylko Benedyktyn siedzący w klasztorze,
Który piórkiem cierpliwie dłubie wielkie księgi.
Zbysiu – to nie zakonnik – ale więcej może,
Daje przykład po stokroć większej swej mordęgi.

Jest skromny aż do bólu, nie dba o splendory,
Przed szereg trzeba pchać Go jak konia pod górę.
Należne Mu dziś szczerze oddaję honory,
Życzę szczęśliwości i wielką weny furę.

Zbyszek to nie jest tylko mistrzowska grafika,
Zdolności mu Bozia też innych nie skąpiła.
On na punkcie śpiewania ma zdrowego bzika,
Harmonia kochanką mu jest i zawsze była.

Ze Zbyszkiem przy watrze każdy rad by posiedzieć,
Kufelkiem się też trącić, choć chłop z niepijących.
Mnogości ciekawostek od niego dowiedzieć,
Bo tysiące w sekundzie ma myśli biegnących.

Tu troszeczkę prywaty. Zbysiu, wielkie dzięki!
Pozwól, że Ci je złożę przed gośćmi zacnymi.
To za Twoją namową skrzypiec pierwsze dźwięki,
Zacząłem wydobywać palcami swoimi.

Czas już jest na epilog o Zbysiu eposu,
Choć nie wyszedł on taki jak wieszcza Adama.
Jestestwem swym dziękuję dziś zrządzeniu losu,
Że do Zbysia przyjaźni jest otwarta brama.

Teraz bijcie brawo! Hej, w niebo wiwatujcie!
Nie za rymy te proste, choć z serca pisane.
Temu Człowiekowi cześć swoją podarujcie,
Za poezje grafitem cienkim rysowane.

Text i foto: C.H.-Heniuś

Maria Jagiełło,  pieszczotliwie przez wszystkich zwaną Mariolą Kwiecistą Pergolą.  
Ta nasza niesamowita  Koleżanka klubowa, z zawodu i wykonywanej profesji jest stomatologiem. Ale pasją Jej jest tworzenie wspaniałych, niemal realistycznych obrazów. Są to przede wszystkim akwarele, troszkę ołówka i oleju. Jak sama opowiada, inspirację do obrazów daje przede wszystkim Jej ogród. Rano, raniutko, ledwo słonko wstanie, Mariolka boso wybiega na zroszoną porannymi mgielkami trawkę, rozkłada sztalugi i maluje. Na czczo! no, może jakaś mała, mocna kawka i kropelka Bacardi z płatkiem róży. Chłonie zapachy, upaja się feerią barw kwiatów i przenosi ich wizerunek na papier.
Ukoronowaniem prac każdego artysty jest wernisaż, na którym smakosze kultury mogą podziwiać twórczość, wymieniać się uwagami i cmokać, cmokać z zachwytu.
W galerii - sklepie dla artystów "Da Vinci" w Lubinie 13.04.2014 na swoim wernisażu Mariola Kwiecista Pergola wystawiała dziesiątki swoich obrazów. Dominowały oczywiście kwiaty, ale nie zabrakło też pejzaży.

Na wernisaż przybyły tłumy. goście proszeni byli o ubranie czegokolwiek z motywem kwiatowym, letnim, wiosennym. Mariolka była oblegana, a każdy chcial sobie zrobić z Nią fotkę.

Pośród gości zauważyć się dało znakomitych i znanych miejscowych lekarzy, prawników, wysokich rangą pracowników magistratu i starostwa, no i tłumy znajomych, koleżeństwa i zwykłych "zjadaczy" plastyki i malarstwa. Cały czas serwowane były napoje chłodzące rozpalone głowy, przednie wino i zakąski. Nastrój podnosiła grająca w kąciku z farbami "Kapela Jaśka spod lasa" w strojach regionalnych. To wszystko wspaniele się komponowało, pozostanie długo w pamięci uczestników wernisażu naszej cudownej koleżanki o przydomku Marioli Kwiecistej Pergoli.

Marek Jaglarz - ten wieloletni członek Klubu jest już na zasłużonej, "wypasionej" emeryturze górniczej. Całkowicie czas wolny poświęca malarstwu, którym się para od ponad pół wieku.
Marek jest członkiem Stowarzyszenia Twórców Kultury w Lubinie. Często wystawia swoje prace nie tylko w pomieszczeniach, ale też w plenerze. Podczas trwających Dni Lubina 26.06.2010 roku prezentował swoje dzieła rozwieszone na średniowiecznym murze obronnym na Wzgórzu Zamkowym. Już z kilkuset metrów można było zauważyć Marka prace. No i oczywiście samego mistrza.

Marek ma stałych wielbicieli swojej twórczości, ale też w nowych "oglądaczach" wzbudza prawdziwe zainteresowanie. Będąc człowiekiem bardzo wylewnym i gadatliwym, wyczerpująco odpowiada na pytania, objaśnia, wyjaśnia, zdradza techniki swojego warsztatu twórczego. Jak na artystę przystało, lubi sobie pyknąć dymka, posiedzieć w ulubionym fotelu i pogaworzyć z koleżankami w profesji. Nigdy nie rozstaje się ze swoim stetsonem.

Dominik Ziembowicz ps. górskie Ziemba -
nasz młodziutki klubowy kolega, oprócz wspinaczek w najwyższe góry świata, trekingów po pustyniach i ożywionej, bogatej działalności społecznej ma wspaniale hobby, które smakuje wszystkim kolegom. Otóż jest  pasjonatem piwa. Sam je produkuje, ale nie tylko sam je pije. W swojej szczodrobliwości częstuje kolegów swoimi boskimi napojami, przynosząc pijącym prawdziwą rozkosz dla podniebienia. Mam zaszczyt być Jego osobistym kiperem, bo jako piwosz, zajmujący się ponad 50 lat szacowaniem jakości browarku pochodzącego ze wszystkich kontynentów świata, mam dobrą skalę porównawczą. I jestem aż do bólu szczery. Jak kiedyś piwko podśmiardywało myszami i sobaczym guanem, to z troską  i zaklopotaniem o tym fakcie Dominiusiowi mówiłem.
Poniżej: Dominik serwuje znanym, zawodowym piwoszkom swoje ALT-y i KELT-y oraz wyjaśnia złożoną recepturę na dobre, przeniczne piwko.

Ziemba warzy kilkanaście wspaniałych gatunków piwa. Obserwując organoleptycznie od dłuższego czasu  postępy w specjalizacji browarnianej Ziemby, muszę tu szczerze i bez kadzidła powiedzieć, że browarek jest coraz lepszy, smaki coraz bardziej wyrafinowane. Zapach prawdziwy,  bez chemicznych nalecialości, a pianka na dwa, co tam dwa, na cztery paluchy utrzymuje się przez 5 minut, a może i dłużej, ale kto tyle wytrzyma czekać? Poniżej przykłady kilku etykiet piwnych Dominika. Projektuje je znany artysta-grafik komputerowy Crazy Henry.
Pod etykietami jedna z baterii do "strzelania". Wszystkie trafiły w 10-tkę.

Henryk Olejniczak pseudo Crazy Henry vel Heniuś -juhos z Murzasichlów Hej.  II prezes Klubu Górskiego Problem.
Ten starszy pan, wyliniały paskudnie i bardziej niż troszkę zdeformowany przez zwały sadła, u schyłku swojego życia znalazł swojego bakcyla. Za namową kolegów - bo brakowało w kapeli skrzypcowego primatora - cztery lata temu kupił sobie skrzypki. Przez internet, bez niczyjej pomocy, uczy się grać na tym najszlachetniejszym z instrumentów. Już gra na takim "poziomie", że jego muzyka jest rozpoznawalna, czyli każdy mniej więcej /bardziej to pierwsze/ rozpoznaje grane przez niego utworki - potworki. W "Kapeli Jaśka spod lasa" gra podobno pirse skrzypki. Poza muzykowaniem pasjami oddaje się rysunkowi komputerowemu oraz tworzy dziesiątki okazjonalnych tzw. "rymowanek pijanego juhasa z Murzasichlów". Lubi się przeistaczać w różne postacie. Najczęściej Grzybogóra, juhosa i kloszarda.
foto poniżej: Heniuś gra na weselach góralskich oraz dorabia na dreptaku w Dziwnowie. Gra tak piknie, że wszyscy wczasowicze spieprzają w las lub za wydmę, na plażę, gdzie szum fal zagłusza to wdzięczne pitolenie. Jako Mikołaj roznosi paczki dziatwie w szkołach.




Jedną  z 10 pasji Crazy Henry'ego jest gotowanie, w szczególności wariacje z różnych mięs. Jako facet pracowity i myślący oszczędnie, jak robi mielone, to od razu z 5kg mięsa. Jedna robota, jedne pryskanie tłuszczu po ścianach, jeden totalny syf i jedno zmywanie. Na talerzach widzicie 110 wonnych kotlecików. Jak 5 lat temu Heniuś zaeksperymentował z białą kiełbaską, to teraz już MUSI ją robić na każde święta. Rodzina żąda! "Białą" robi wg przepisu Gesslera.
Heniuś, ten gruboskórny facet ma duszę wrażliwą jak cherlawa dziewczynka z przedszkola. Przy "katowaniu" świątecznego karpia łączy się z nim w rozpaczy lejąc sążniste łzy. Musi przy tym brutalnym akcie używać antidotum na stres, które widzicie na stole z dwoma dozownikami. Sztandarowym, pokazowym daniem są roladki z jakiegokolwiek mięsa, uprzednio przez 5 dni peklowanego. Właśnie w tym tkwi tajemnica kruchości i niesamowitego smaku dania. Panierowane w przyprawach ziołowych roladki, wewnątrz leguchno maźnięte musztardką sarepską, wewnątrz zawierają ogórek konserwowy, paprykę słodką, cebulkę czerwoną i płatek śliwki wędzonej. Zwróćcie uwagę na zachowaną higienę w czasie produkcji, której /tej hygieny/ żarliwym orędownikiem Heniuś jest. Gęste kędziory przykryte czapeczką, pazury krótko przycięte, łapy wyszorowane pumexem, ryjek i nozdrza zasłonięte sterylną maseczką. Potem te produkty porcjujemy, zamrażamy i mamy żarcie na 40 obiadków, prawda? Prawda! I po takim żarełku można zapieprzać w najwyższe góry i najniższe doliny, hej!

Acha, zapomniałbym o flakach. Heniuś uważa się za jednego z pirsej dziesiątki w Polsce, wirtuozów tego pysznego dania. Kupowane są całe błamy /nigdy gotowe, pokrojone na ołówki/, kilkakrotnie prane i obgotowywane, potem do cienkiej, cieniutkiej cienkości krojone porcelanową maczetą, dają gwarancję wizualnej i językowo-wargowej rozkoszy. Wrzucone do wybornego rosołu, zgotowanego na szponderkach wołowych, przyprawione garniturem odpowiednich ziół i przypraw dają feerię smaków i woni. Doprowadzają prawdziwego smakosza flaków do orgazmu, czyli szaleńczego, niebotycznego uniesienia w doznawaniu i przeżywaniu wszystkimi zmysłami tej niesamowitości nieziemskiej. Pieszczoty oczu, warg, kubków smakowych, nozdrzy i całego jestestwa konsumenta. Do tego obowiązkowo pajda chleba lub wypieczona bułeczka /nigdy żadnej bladzizny z LIDLA czy innego SuperSpiderSamu/ i czujemy się jak młody bóg na Olimpie. Ech, te flaki. Dla nich bym oddał....

Jan Augustyn ps.Jasiek.
Nasz Pan Prezes ma kilka zajęć hobbystycznych. Chyba najbardziej męskim i imponującym wszystkim kolegom jest wędkarstwo morskie uprawiane od lat przez Jaśka. Corocznie wypływa małą łupinką na burzliwe i zdradliwe wody, łączące Morze Norweskie z Morzem Barentsa i u fiordów Norwegii zasadza się na Wieeeelką rybkę. Specjalizuje się w połowie dorszy-potworów ale nie gardzi też innymi gatunkami ryb, tych słodkowodnych również. Często musi pokonywać własny bół, cierpienie i zmęczenie wielogodzinną walką z rybą, północne zimno i słone fale zalewające wędkarza i pokład łodzi. Ale zdobycze, często medalowe, wynagradzają wszelkie męki. Nieraz przywiezie takiego potwora i poczęstuje kolegów "dzwoneczkiem" samodzielnie usmażonym na norweskim oleju z wieloryba. Pychotka!
I chociaż /zwróćcie uwagę!/ ma pełne skrzynie ryb, to łowi dalej, czekając na tego jednego, jedynego, wielkiego jak Mobby Dick dorsza. Połamania kijów Jasiu! Życzenia nie do zrealizowania, bo kewlarowo-tytanowe wędzisko raczej się nie złamie, a profesjonalnie dobrane żyłki i kolowrotki też wytrzymają każdy "słodki" ciężar.

Zbigniew Kościelny
Po kilkudziesięcioletnich wspinaczkach wysokogórskich, uczestnictwie w dziesiątkach wypraw w najwyzsze góry czterech kontynentów, wspinaczkach skalkowych Zbyniu zasmakował na stare lata w długodystansowych marszach non stop oraz różnego rodzaju maratonach. Jakbyście Go znali osobiście, przyznalibyscie mi rację, że Człowiek ten nie ma grama tłuszczu. same kości, ścięgna i mięśnie w zaniku. Całe życie odżywial się bardzo racjonalnie. Nie żarł golonek, tłustych boczków i słoniny. Szczypiorek i sewrek topiony.Gorzołki nie chlał wiadrami, tylko szklankami. Nie kurzył cygaretów, w zamian "seksił" nieustająco. Obecnie biega półmaratony, chodzi na 100km i wszędzie wzbudza powszechne uznanie i podziw. 21.10.2013r. brał udział w 28 Biegu Barbórkowym o lampkę górniczą w Lubinie. Był najstarszym biegaczem spośród ponad 1400 uczestników.


Niektóre hobby uprawiane jest zespołowo. Takim przykładem jest Asocjacja Starych Łosi powstała w 1996 roku. W obecnym skladzie gra już kilkanaście lat. Tworzą ją członkowie naszego Klubu: Witold Koziorowski, Andrzej Multarzyński oraz Jarosław Szwed. Grają poezję śpiewaną, piosenki turystyczne i folk. Często słowa i muzyka piosenek jest ich autorstwa.

foto powyżej: żeby dojść do maestrii trzeba nieustannie ćwiczyć. To banał, ale nie wszyscy wiedzą, że kryją się za tym setki godzin mozolnych prób, poswięcenia czasu kosztem rodziny, wypoczynku i zdrowia, bo wiadra wypitej kawy z cukrem z pewnością nie służą jego zachowaniu w wyśmienitej kondycji.
Foto poniżej: Asocjacja Starych Łosi koncertuje na estradach w czasie różnych imprez. Tu, na Lubińskim Festiwalu Piwa na Błoniach zespół przez godzinę bawił i wzruszał publiczność. ASŁ koncertowała także w Altanie przy CK MUZA, gdzie corocznie, latem, odbywają się koncerty artystów z całej Piolski. Swoją obecność ASŁ zaznaczyła także na "Rajdzie KGHM Bardo 2014".
Na swoim koncie ASŁ ma wydane dwie płyty CD.

NAJNOWSZE ODKRYCIE ARTYSTY - Janina Woronko - Zaczyńska
Wielu z naszych klubowiczów zajmuje się, uprawia, lub po prostu powiedziawszy, ma wspaniałe hobby. Ostanim moim odkryciem artystycznym jest
Janeczka. Ta wspaniała kobieta, jedna z założycielek Klubu Górskiego PROBLEM jest osobą na tyle skromną, że nie chce się afiszować swoimi prywatnymi pasjami. Poza bardzo aktywną działalnością w Stowarzyszeniu Turystyki Pieszej "Wędrowiec", jest członkiem Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury. Jako pasjonatka malarstwa, od lat tworzy swoje wizje i realistyczne widzenie świata.
W dniu 26.XI.2014r.odbył się finisaż Wystawy "Komitywy Artystycznej", do której należy jeszcze, poza Niną, pięć wspaniałych artystek-malarek.

Nina /tak do Niej i o Niej mówimy od początku świata/ tworzy różne grafiki, używając różnych technik. Od węgla, przez ołówek, akwarele, pastele, olej, skończywszy na kompozycjach łączących farbę z oryginalnymi, trójwymiarowymi elementami. Jako kobieta o artystycznej duszy, potrafi inaczej niż przeciętni śmiertelnicy patrzeć na świat, na bliskie i dalekie plany, na rzeczy, które także mają swoją duszę, swoje maleńkie życie. Ta dojrzała artystka tworzy raz w afekcie, w chwili wielkiego podniecenia psychicznego, innym razem w stanie błogiego spokoju, melancholii, często zwątpienia.

Powyżej z lewej widzimy kompozycję słoneczników ozdobnych z bukietem goździków polnych, na wielkim liściu rabarbaru. Z prawej widok przepięknego, kolorowego zaułku staromiejskiego.
Poniżej z lewej: połączenie węgla, ołówka i akwareli, we wspaniałym obrazie, przedstawiającym żniwa na równinie wielkopolskiej. Na zżętym, dorodnym snopku przenicy leżącym na wilgotnym ściernisku, widzę zmęczonego żeńca z kubkiem zsiadłego, zimnego mleka i pajdą chleba razowego, które to jadło przyniosła mu chłopka klęcząca u łona spoconego żeńca. Na prawym obrazie widzimy sęki - specjalność Nineczki. Malarka tak wspaniale, poetycko potrafi oddać miejsce rany po obciętej gałęzi czy konarze, że wrażliwy smakosz malarstwa czuje jakby fizyczny ból, jaki zadano drzewu, pozbawiając go brutalnym cięciem topora rąk. Bo konary drzewa są rękami drzewa wniesionymi do nieba z prośbą o deszcz i słońce.  U dołu obrazu widać motyw często pojawiający się na obrazach Nineczki, czyli kubek ze zsiadłym, zimnym mlekiem. Za pniakiem leży czerwona poduszka. symbol wypoczynku i wyuzdanego seksu. Na drugim planie kolorowe wizje sennych marzeń oraz spirala życia, połączona linią prostą z przemijaniem, które obrazuje okorowana kłoda drewna. Wspaniałe. Tyle myśli, tematów zawartych w kilkunastu pociągnięciach pędzla. Dziękujemy Nineczko. To była naprawdę wyżerka intelektualna w czasie smakowania obrazów Twoich - Nineczko. Żałuję bardzo, że tak mało prac miałem zaszczyt i przyjemność oglądać, a wiem, że są ich dziesiątki i setki.

Nie wiem, czego życzy się grafikom, ale życzymy Tobie Nino połamania sztalug, wylania na dywan farby olejnej i przebiegnięcia kota po świeżo namalowanym obrazie. To chyba wszystkie nieszczęścia, jakie mogą spotkać malarkę-artystkę, prawda? Więc opatrzona tyloma przesądami możesz spokojnie tworzyć, urzeczywistniając swoje wizje.
Tekst i foto bez autoryzacji - Admin C.H.-Heniuś

Tadeusz Zaczyński.
Bardzo trudno przedstawić w naszym rozdziale HOBBY tego niesamowitego i nietuzinkowego Kolegę. Od 50 lat zajmuje się zbieraniem różnistych różności. Tadziu zgromadził tak imponujące zbiory, że powinien założyć osobnego, prywatnego bloga, aby chociaż w połowie pokazać swoje cymelia. Ponieważ jest człowiekiem bardzo skromnym, nie lubi mówić o swoich "skarbach". Dopiero moje wielokrotne namowy i molestowania, a może i w jakiejś mierze to, że mnie - mam nadzieję - lubi, sprawiły przełamanie się i zaproszenie mojej osoby do odwiedzin w Jego "sanktuarium" chomika. Byłem u Tadzia kilka godzin, ale nie obejrzałem nawet setnej części Jego zbiorów.
Tu widzicie Tadzia z jednym z klaserów na znaczki pocztowe. Tematyka - konie. Ileż tabunów wszystkich maści "mustangów"!!! Tymi końmi możnaby obdzielić sto stadnin i każda byłaby największą na świecie!
A regały ze zbiorami zajmują wszystkie ściany od podłogi po sam sufit. 
Odznaki, znaczki i medale turystyczne, to najwspanialsza kolekcja jaką moje piękne oczy oglądały. To 50-letnia historia rajdów, wypraw górskich i spotkań przy watrze lub zwykłym, kopcącym smolnymi szczapami ognisku. To materialne świadectwa dni, w których poznawaliiśmy nowych ludzi. Różnych, mniej lub bardziej sympatycznych, ale zawsze mających coś interesującego do opowiedzenia. Wiele z tych zadzieżgniętych znajomości wyprawowych i rajdowych przerodziło się w przyjaźnie lub doskonałe, wieloletnie koleżeństwo. Znaczki metalowe, wytłaczane, emaliowane, na śrubkę, na szpileczkę czy agrafkę. Każda jest cząstką, miłą cząstką życia. Z każdą wiążą się niezatarte, często niesamowite wspomnienia. Niektóre z tych odznak szkliły moje oczy, bo brałem udział w wielu rajdach ubiegłego wieku. Ech..
Kartki i koperty pocztowe, okolicznościowe, to często wspaniałe artystyczne dziełka. Doskonale można poznać i przypomniec sobie polską historię, zdarzenia, ludzi i zabytki. Dzisiaj takich już nie uświadczysz, niestety.
 
Jak kartki pocztowe to i karty telefoniczne. kilka klaserów tych kart jest imponującym zbiorem. Karty z całego świata.
Nalepki, czyli etykiety browarniane są kolejnym bzikiem Tadzia. Tysiące etykiet posegregowanych wg regionów i miast lokalizacji browarów zalegają kolejną półkę. Żeby je "wkitrać" do klaserów, potrzebna by była jeszcze jedna ściana. A żona Ewa nawet nie chce słyszeć o zajęciu przez regały pokoju "gościnnego", niestety dla Tadeuszka. 
Trudno tu przedstawić fotografie wszystkich otwartych klaserów tematycznych zbiorów Tadzia. Są jeszcze przecież klasery z monetami, etykietami zapałczanymi, wielki zbiór miesięcznika "Poznaj Świat" od roku 1955.
Poza tym Tadziu zbiera także mapy, zegarki, resoraki.
 Do najciekawszych zbiorów zaliczyć należy słowniki biograficzne, słowniki dawnych dworków, pałacyków na dawnych wschodnich  kresach Polski. Różnorodnością zbiorów Tadzia byłem przytłoczony. Tylko chłeptany zimny browar studził moje podniecenie. Żeby obejrzeć chociaż pobieżnie wszystkie klasery, trzeba by się zameldować u Tadzia na przynajmniej miesiąc. Aby poznać  religie świata, wypadałoby przeczytać poza Biblią katolicką także Koran i Talmud, prawda? O buddyjskim zapisie supełkowym nie wspominając. A żeby się te zbiory w jakiś sposób dało ogarnąć, trzeba by było wypić sto kaw ze śmietanką. Tylko którą wybrać, bo wybór śmietanek jest kilkutysięczny.

A o nalepkach na chleb nie wspomniałem....
Wybacz Tadzieńku, ale tylko w tak haniebnie okrojonym pokazie rozległych jak Sahara zainteresowań, mogę dać świadectwo Twoich zainteresowań zbierackich. Wielu z członków Klubu PROBLEM nawet nie wie, że są wśród nas Taaacy kolekcjonerzy, hej! A znamy się przecież już prawie pół wieku...brr.
Text i foto nieautoryzowane - C.H.-Heniuś

*************************************************************************************************
 
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego